Bies by się uśmiał

Przepis na emancypowaną gęś

Składniki: bohaterka (mile widziana stara panna, najlepiej zgorzkniała), binokle, krótkie włosy, dziwaczny, nieatrakcyjny strój (uwaga: brak gorsetu), pogarda wobec obowiązków matki i gospodyni, papieros, wyniosłe spojrzenie, ateizm, odrzucanie norm społeczno-obyczajowych, pycha, wyobraźnia podsycana nieodpowiednimi lekturami, oziębłość lub rozwiązłość. 

Sposób przygotowania: gęś nadziewamy fałszem. Niech mówi jedno, a robi drugie, niech odradza znajomym małżeństwo i prowadzi rozpaczliwe poszukiwania męża dla siebie, głośno wychwala panieństwo i skrycie tęskni za jakimkolwiek adoratorem. Doprawiamy zawiścią. Gęś zazdrości innym urody, pieniędzy, sukcesu. Pozbawiona przyjaciółek, zaraża swoimi poglądami młode, łatwowierne dziewczęta.

Sławni pisarze – m.in. Prus, którego Klara Howard (Emancypantki), „narwana baba”, podziwia angielskie wychowanie, niewiele o nim wiedząc, zarzuca prowincjonalizm tym, co myślą inaczej niż ona, i podejrzewa, że podoba się każdemu mężczyźnie – polecają! Wypróbowawszy przepis, osiągnęli oczekiwane rezultaty. Ostre przyprawy, przekonują artyści, dodadzą potrawie pikanterii. Czy zwiększą również apetyt odbiorcy, trudno powiedzieć. Autor rzadko jada w towarzystwie czytelnika.

Już pierwszy akt Emancypowanych nie pozostawia żadnych wątpliwości: Bałucki serwuje nam gęsinę. Główna bohaterka, nomen omen Frazesowiczowa, powtarza frazesy. Owszem, popiera rozwój edukacji, ale żałuje dziesięciu guldenów na szkoły ludowe. Namawia siostrzenicę do zagranicznych studiów filozoficznych, ale własnej córce udaremnia wyjazd. Organizuje prelekcje dotyczące kwestii kobiecej, ale zabrania tego nielubianej Chrząszczowiczowej.

Bałucki ośmiesza emancypantki, czyniąc je obłudnymi, próżnymi (nawet podczas odczytu porównują kapelusze) i niedouczonymi (Frazesowiczowa nie odróżnia Tucydydasa od Tucydydesa). Nic, tylko ogłupiają młodzież. Skutek uboczny podobnej działalności: problemy rodzinne. Kamil, nieobjęty matczyną opieką, zaniedbuje naukę.

Sztuka ma charakter dydaktyczny, bohaterki zatem reprezentują określone typy (kokietka, zrzędliwa ciotka, emancypantka). Występki (np. romans, lenistwo, pracoholizm) się piętnuje, cnotę natomiast nagradza. Ślubem, rzecz jasna. (Cnotliwa panna, dodajmy, zawsze zachwyca; dobrze, jeśli jest też „rozumna, wykształcona, świadoma celów i obowiązków kobiety”).

Niewinne dziewczęta ulegają czyhającym zewsząd pokusom. Zachęcona słowami Frazesowiczowej, Jadwiga porzuca Władysława (słuszna decyzja, mężczyzna bowiem zakazuje ukochanej dalszej nauki), zdobywając zarazem miano zbałamuconej. Jeszcze się opamięta, wróżą krewni i potępiają ciotkę-wichrzycielkę.

Bywa, że Frazesowiczowa – mimo wymienionych wcześniej przywar – wzbudza sympatię. To ona, nie Placyd, zarządza pieniędzmi, dzięki czemu kontroluje mężowskie wydatki. Gdyby mogła, oszczędziłaby córce kłopotów finansowych. Dostrzegłszy więc korzystną okazję, obiecuje podstarzałemu, acz bogatemu, szlachetnie urodzonemu Januaremu rękę Stasi.

Jaka pani, taka służba. Rózia, wyemancypowana pokojówka, marzy o sławie aktorskiej. Całymi dniami przegląda romanse albo siedzi przed lustrem. Pudruje się zamiast sprzątać, rozpustnica. Potem zaś uwodzi Władysława (przedstawiciela wyższej grupy społecznej). Szuka męskiej protekcji i wymaga szacunku. Więcej nawet: żąda czci należnej bogini!

Znowu nie wyszło. Choć Bałucki tworzy karykaturę, my widzimy człowieka. Rózia nie przyjmuje oświadczyn kapryśnego Jana, rozdartego między dwiema kobietami, i zauważa hipokryzję wśród aktywistek. A kokieteria? Cóż, ubogie służące potrzebują pomocy, by przeistoczyć się w gwiazdę.

Stereotyp emancypantki momentami przypomina negatywny wizerunek współczesnej feministki, dlatego niełatwo się czyta warunki stawiane pannom czy oskarżenia padające pod adresem matek. Chciałoby się potrząsnąć bohaterami i wytłumaczyć: inteligencja i elegancja nie wykluczają się wzajemnie, małżeństwo i emancypacja również. Bałucki nie ukrywa niechęci, bezlitośnie kpi z Frazesowiczowej, nikt jednak mu nie wtóruje. Autor swoje, czytelnik swoje.

Michał Bałucki, Emancypowane. Sztuka w trzech aktach (całość znajdziecie tutaj)

30 komentarzy:

  1. Uwielbiam te Twoje tematyczne wpisy :) przed wejściem na bloga zastanawiam się czym mnie dzisiaj zaskoczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Emancypantek, przyznam, nie czytałam, i dlatego ciągle nie wiem, czy autor tak ironicznie maluje bohaterki (niby podśmiewa się z równouprawnienia, ale śmiechem gorzkim), czy on tak na serio. Chciałabym, żeby to pierwsze, ale obawiam się, że to drugie.

    Akurat czytam "Czarne skrzydła" Kidd i wątek tam mamy podobny - tylko że tam bohaterka próbuje być prawdziwą emancypantką, a otoczenie szybko uświadamia jej, że nic z tego. Spojrzenie tak bardzo inne, ale tematyka podobna.

    Ależ podałaś przepis na gęś wyrośniętą i tłustą. Czekam teraz na notkę z młodą , głupiutką gąską w roli głównej.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywało, że Prus szydził z przeciwników emancypacji ("garnięcie się do nauki i pracy ze strony kobiet dziwi i trwoży konserwatystów z profesji, którzy obliczają już epokę, kiedy z winy kobiet świat będzie musiał się skończyć"). Bronił ("nie wiem, co mają prawo robić wierni mężowie z niewiernymi żonami, ale to wiem, że nikt nie ma prawa zabijać, obdzierać i morzyć głodem istoty ludzkiej"), nie zawsze rozumiejąc (uważał, że kobiety stroją się dla mężczyzn, np. "ciasne buciki to także cierpienie dla nas, no - ale my takich już ofiar nie żądamy"). Powielał stereotypy ("gdyby ludzkość można było stopić w jeden posąg, z mężczyzn w bryle tej utworzono by zapewne siłę fizyczną, wytrwałość, wyobraźnię i rozum, z kobiet zaś - wrażliwość i uczuciowość" albo "był czas, że ród niewieści (nie w Warszawie wprawdzie, ale na świecie) bardzo natrętnie jął dopominać się o przywileje męskie. - Ja chcę być doktorem! - mówiła jedna dama tupiąc nóżką. - No!... dlaczego nie zrobicie mnie jenerałem? - pytała ze łzami druga. - Przywłaszczyliście sobie monopol! - szeptała trzecia druzgocząc wachlarz białymi jak śnieg rączkami. I wnet jedne z nich włosy sobie postrzygły, inne wystąpiły na mównicę (...)").
      "Emancypantki" nie są przyjemną lekturą, głównie ze względu na pannę Howard właśnie.

      Aha, powyższe cytaty pochodzą z "Kronik". :)

      Usuń
  3. Rewelacja, po prostu rewelacja. Chętnie wypróbuje twój przepis na emancypowaną gęś, z jednym tylko ''ale''. Myślę, że stara panna i zgorzkniała nie będzie tak apetyczna w smaku jak młoda, frywolna gąska :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również nie czytałam "Emancypantek", ani komedii "Emancypowane", ale zamierzam po lektury sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo zgrabnie rozebrałaś proces tworzenia złośliwego stereotypu na czynniki pierwsze. Nie czytałam, ale Bałuckiego już nie lubię. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się uśmiałam. Twój przepis bardzo, ale to bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  7. ha! świetny tekst, a tak apropo negatywnego wizerunku feministek, to niestety często jest on ukazywany w mediach i prasie, bo te największe 'krzykaczki" psują opinię grupie, która naprawdę się stara i pomaga kobietą;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Twoje wpisy za każdym razem mnie zaskakują i nigdy nie wiem czego się spodziewać ;) Genialnie przedstawiłaś sposób w jak łatwy sposób można nawiązać do stereotypów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy15/10/14

    Ooo, proszę, po Bałuckiego sięgasz - wspaniale!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale trafiłaś mi w temat! Mnie osobiście bardzo denerwuje postrzeganie feministek jako pałających nienawiścią do mężczyzn, pozbawionych kobiecości i urody potworów. To nie jest tak, sama czuję się feministką, ale to nie równa się od razu samotności i zgryźliwości ;d A książkę sobie daruję, lektura idealnie nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, stereotyp współczesnej feministki jest równie irytujący, co pozytywistyczne portrety emancypantek. I powszechny, niestety.

      Usuń
  11. Świetny przepis :)
    Odpuszczę sobie książkę, ponieważ nie chcę czytać o bohaterce, którą obraża autor.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nie wiem czym mnie znów zaskoczysz. I ponownie Ci się udało. Twoje posty są, bez dwóch zdań, niepowtarzalne. Czekam na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
  13. Na koniec gęsi zakleić dziób i do pieca. Niech się hipokryzja dobrze wytopi.
    Doskonałe, Kasjeusz, doskonałe (:

    OdpowiedzUsuń
  14. Tekst godny pochwały :)) Ciekawie to ugryzłaś ;)

    Co do samej książki zdecydowanie nie jest to moja działeczka... Wolę grządeczki z fantasy podlewane deszczówką mitologii ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawe, czy "Emancypowane" nadawałyby się do "Książek najgorszych" (http://charliethelibrarian.com/ksiazki-najgorsze-rubryka-z-wiadomosci-literackich-vol-31/) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby ktoś pisał dzisiaj takie prześmiewcze recenzje, "Emancypowane" niewątpliwie dostarczyłyby mu materiału. ;)

      Usuń
  16. Czytałam ostatnio ksiązkę traktującą co nieco o empancypacji i Twój wpis ułożył się idealnie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Gdzieś już o tym słyszałam. :D Choć to nie moja bajka, to dzięki twojemu wpisowi chyba ją przeczytam, jak znajdę więcej czasu. :D Świetne są te twoje teksty :) A co do "Spryciarza..." - zapamiętam i na pewno po inne książki tego autora sięgnę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Przepis na emancypowaną gęś jest rozbrajający i bardzo trafny. Muszę przyznać, że darzę sporą sympatią te zwierzęta, których trochę się w literaturze uchowało. "Emancypantki" czytałam dawno temu, "Emancypowanych" nie znam wcale, ale jeśli nadarzy się okazja, to chętnie poznam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wydawało mi się, że już ten post komentowałam... // W każdym razie, mam dziwne wrażenie, że czytałam tę pozycję, ale nie jestem na 100% pewna. Pewnie w liceum jeszcze. // W konkursie co prawda wygrała konkurencja, ale zdecydowałam się jeszcze Wyróżnienie przyznać ;). Jeśli chcesz, żeby do Ciebie taki zabawny, jesienny mini-upominek powędrował, to pamiętaj, że też do trzech dni adres musisz przesłać.

    OdpowiedzUsuń
  20. Piękny wpis, świetnie się czyta:) Aż sprawdziłam, z którego roku ta sztuka - 1873. Już mnie nie dziwi. I trafne porównanie do współczesnej feministki.

    OdpowiedzUsuń
  21. "Autor rzadko jada w towarzystwie czytelnika" ;) "Autor swoje, czytelnik swoje". :)
    Mniejsza o emancypację, ale to sprawdzanie jak smakują obiady według starych receptur - robi wrażenie. Obiadki w towarzystwie autora, nawet takiego, co rzadko dzielił stół z czytelnikiem.
    Zwłaszcza, że mimo przyciężkiej gęsiny, wychodzisz z tego randez-vous nasycona i w dobrym humorze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głodomór wszystko przetrawi i nawet z przejrzałej cytryny wyciśnie odrobinę miodu. ;)

      Usuń
  22. Nie słyszałam o tym nigdy. Może to jeszcze nie ten czas nauki w szkole. Mało czytałam np. B. Prusa. Ciekawy artykuł :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ależ mi się podobają Twoje rysunki :) mam nadzieję, ze już za każdym razem będziesz nimi ozdabiała wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo mądry tekst, przyjemnie mi się czytało. Bardzo przypomina mi jedną z książek, którą czytałam, ale nie mogę sobie przypomnieć tytułu. Autor też nieco prześmiewczo opisywał emancypację itp. :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Dziękuję wszystkim za komentarze. :) I przepraszam za opóźnienia, czasu ostatnio mam niewiele.

    OdpowiedzUsuń