Na początku jest słowo. Ktoś (żartowniś? zazdrośnik?) przysyła Hildegunstowi Rzeźbiarzowi Mitów, popularnemu pisarzowi camońskiemu, parodię jego najnowszych utworów. Uściślijmy: bezlitosną parodię. Gdyby nie ten list, Hildegunst nadal zajadałby się rogalikami i całymi dniami przeglądał korespondencję. Nie wiedziałby, że Król Cieni – jak informuje postscriptum – podniósł się z popiołów. A skoro Król Cieni wrócił, to i nasz bohater, upokorzony, lecz zaintrygowany, powraca do literackiej stolicy.
Księgogród, dwieście lat później. Dawniej miejscowość antykwaryczna, dziś metropolia o dwóch twarzach: jednej dla turystów, drugiej dla obsesjo- i pasjonatów. Tutejsze gnomy oprowadzają zwiedzających, podczas gdy artyści przebrani za łowców książek straszą dzieci (prawdziwi łowcy, nazywani librinautami, przestrzegają kodeksu honorowego). Przyjezdnym oferuje się repliki żywych ksiąg albo powieści-kiełbasy (dostępne również w plasterkach).
Budynki się rozrastają, nieksięgarnie zastępują tradycyjne sklepy – Księgogród ulega nieustannym przeobrażeniom. Wieczorem przypomina cmentarzysko, rankiem natomiast zatokę, gdzie zamiast ryb łowi się manuskrypty i nasłuchuje syreniego śpiewu (syrenami są historie, którym brakuje widowni).
Kto wejdzie głębiej, odkryje Lalkogród, czyli miasto wewnątrz miasta. Mieszkają tam pantomimiści, suflerzy, inspicjenci. Liczne plakaty przyciągają podróżnych; nawet największa maruda roztrwoni fortunę, poznając nowe sztuki teatralne. Repertuar obejmuje m.in. tańce meduz, obserwację teleskopową (oszustwo zdaniem Hildegunsta) lub mikroskopową. Skąd takie zacięcie dramatyczne u księgogrodzian? Książki i lalki, zauważa Moers, zbytnio się nie różnią. Śpią, dopóki nie obudzi ich dłoń czytelnika/lalkarza.
Bohater krąży po labiryncie: kulturowym, miejskim, duchowym. Szuka natchnienia. Przełom następuje, kiedy spotyka swojego sobowtóra. Hildegunst, zainspirowany Hildegunstem-kukiełką, i Hildegunst-kukiełka, zainspirowany Hildegunstem, niespodziewanie o(d)żywają. Twórca staje się odbiorcą. Spektakl nie tyle przywołuje (odtwarzane przez animatorów) wspomnienia, ile wyznacza kierunek dalszych poczynań.
Ślepa uliczka: sława. Niekończące się pochwały, choć cieszą, pozbawiają samokrytycyzmu. Oklaski, fankluby, marmurowe pomniki, omdlenia – kogo by nie zwiodły? Hildegunst codziennie udziela wywiadów i błogosławieństw. Coraz więcej pisze, coraz mniej redaguje (tak czy siak, każdą publikację ogłasza się bestsellerem). Dopiero autoironia przywraca mu rozsądek.
Budynki się rozrastają, nieksięgarnie zastępują tradycyjne sklepy – Księgogród ulega nieustannym przeobrażeniom. Wieczorem przypomina cmentarzysko, rankiem natomiast zatokę, gdzie zamiast ryb łowi się manuskrypty i nasłuchuje syreniego śpiewu (syrenami są historie, którym brakuje widowni).
Kto wejdzie głębiej, odkryje Lalkogród, czyli miasto wewnątrz miasta. Mieszkają tam pantomimiści, suflerzy, inspicjenci. Liczne plakaty przyciągają podróżnych; nawet największa maruda roztrwoni fortunę, poznając nowe sztuki teatralne. Repertuar obejmuje m.in. tańce meduz, obserwację teleskopową (oszustwo zdaniem Hildegunsta) lub mikroskopową. Skąd takie zacięcie dramatyczne u księgogrodzian? Książki i lalki, zauważa Moers, zbytnio się nie różnią. Śpią, dopóki nie obudzi ich dłoń czytelnika/lalkarza.
Bohater krąży po labiryncie: kulturowym, miejskim, duchowym. Szuka natchnienia. Przełom następuje, kiedy spotyka swojego sobowtóra. Hildegunst, zainspirowany Hildegunstem-kukiełką, i Hildegunst-kukiełka, zainspirowany Hildegunstem, niespodziewanie o(d)żywają. Twórca staje się odbiorcą. Spektakl nie tyle przywołuje (odtwarzane przez animatorów) wspomnienia, ile wyznacza kierunek dalszych poczynań.
Ślepa uliczka: sława. Niekończące się pochwały, choć cieszą, pozbawiają samokrytycyzmu. Oklaski, fankluby, marmurowe pomniki, omdlenia – kogo by nie zwiodły? Hildegunst codziennie udziela wywiadów i błogosławieństw. Coraz więcej pisze, coraz mniej redaguje (tak czy siak, każdą publikację ogłasza się bestsellerem). Dopiero autoironia przywraca mu rozsądek.
Mieszkańcy, będąc ludźmi wszechstronnymi i synestetykami, łączą rozmaite tworzywa, gatunki, style. Malują dźwiękiem, rzeźbią barwą. Księgogrodzkie kompozycje, powstałe dzięki organom aromatycznym, pachną. Lęk c-dur wydziela subtelną woń żywicy, wątpliwości b-moll zaś tchną wilgocią.
Wspólnota sztuk, wspólnota artystów. Teatr (niczym ul) nic nie zdziała bez dyrektora (pszczelej królowej), dyrektor jednak potrzebuje pracowników (dworu). Samotny poeta zginie, chór przetrwa. Podzieliwszy się wersami, żebracy zapamiętują balladę autorstwa Owidiosa Szlifierza Wersów, również żebraka. Potem ją recytują i – ku zadowoleniu bibliokleptów – wydają.
No właśnie, strzeżcie się bibliokleptów! Opróżnią wam regały, nim się obejrzycie. Bibliocjanci, niestety, zajmują się ochroną przeciwpożarową, nie łapaniem złodziei. Oczywiście, lepszy biblioklept niż biblioklasta, ten to powydzierałby kartki, oblał i podeptał najcenniejsze egzemplarze. Bibliocjanci, biblioklaści, bibliotekci, bibliomantki. Moers niestrudzenie wymyśla bibliologizmy.
Wspólnota sztuk, wspólnota artystów. Teatr (niczym ul) nic nie zdziała bez dyrektora (pszczelej królowej), dyrektor jednak potrzebuje pracowników (dworu). Samotny poeta zginie, chór przetrwa. Podzieliwszy się wersami, żebracy zapamiętują balladę autorstwa Owidiosa Szlifierza Wersów, również żebraka. Potem ją recytują i – ku zadowoleniu bibliokleptów – wydają.
No właśnie, strzeżcie się bibliokleptów! Opróżnią wam regały, nim się obejrzycie. Bibliocjanci, niestety, zajmują się ochroną przeciwpożarową, nie łapaniem złodziei. Oczywiście, lepszy biblioklept niż biblioklasta, ten to powydzierałby kartki, oblał i podeptał najcenniejsze egzemplarze. Bibliocjanci, biblioklaści, bibliotekci, bibliomantki. Moers niestrudzenie wymyśla bibliologizmy.
Czytelnik odgrywa ważną rolę. Jeśli się spieszy, omija dygresje. Rozwiązuje zagadki: anagramy (np. Zank Frakfa, Beula Smeckett, Herles Olmshock), zawoalowane aluzje literackie, biograficzne czy historyczne. (D)opowiada, antycypuje. Zmieniwszy się w twórcę, nadaje bohaterom twarze.
Człowiek rodzi się książką. Dorastając, zapełnia kolejne rozdziały. Kibicer tak się upodobnił do starych woluminów (czoło pokryte bruzdami, pożółkła skóra, łysina), że sam mógłby uchodzić za jeden z nich. Miasto stanowi makroksięgę. Mury imitują obwolutę, główne wątki rozłożono wzdłuż bulwaru. Idzie się nim, aż spacer (lektura) dobiegnie końca.
Człowiek rodzi się książką. Dorastając, zapełnia kolejne rozdziały. Kibicer tak się upodobnił do starych woluminów (czoło pokryte bruzdami, pożółkła skóra, łysina), że sam mógłby uchodzić za jeden z nich. Miasto stanowi makroksięgę. Mury imitują obwolutę, główne wątki rozłożono wzdłuż bulwaru. Idzie się nim, aż spacer (lektura) dobiegnie końca.
A na końcu jest początek nowej historii.
Walter Moers, Labirynt Śniących Książek, s. 376, Dolnośląskie, Wrocław 2014
Mówiłam już, że pięknie piszesz? Jeśli nie to teraz to mówię :)
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji muszę przeczytać :)
Ach cóż to za cudo! Nazwisko autora znam, ale wciąż gdzieś umyka mi jego twórczość...
OdpowiedzUsuńBiblioklepci...przyznam, że to niezwykle trafne określenie:P I od razu przypominam sobie te średniowieczne foliały przykuwane łańcuchami do stołów;)
OdpowiedzUsuńŁańcuch nie powstrzyma doświadczonych bibliokleptów; tu przydałaby się jakaś klątwa. ;)
UsuńNie powiem, żeby wiele z tego zrozumiała, ale fragmenty nieziemsko działają na wyobraźnię. :)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie opisujesz:)
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę, ale brzmi dość ciekawie i niecodziennie :)
OdpowiedzUsuńBardzo charakterystyczny styl ilustracji... Podoba mi się :). // Do książki się powolutku przymierzam... Widziałam nawet gdzieś z rabatem. Muszę jednak do tego pomysłu trochę dojrzeć, bo styl, jakim jest napisana, wydaje mi się być troszkę z tych, co mniej lubię. Ale w końcu się kiedyś na tę serię skuszę ;).
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że nie słyszałam jeszcze o tej książce, ale piszesz o niej w taki sposób, że ma się ochotę po nią sięgnąć :) Może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńJakie przyciągające wzrok ilustracje. Ależ Ci zazdroszczę takiego stylu pisania.
OdpowiedzUsuńSam tytuł przykuł moją uwagę... Labirynt Śniących Książek. Toż to poezja sama w sobie! A tekst świetny... zresztą jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńPokochałem to miejsce! Piszesz świetnie, wygląd bloga tez wspaniały. Coś czuję, że będę tu zaglądał częściej :)
OdpowiedzUsuńBaardzo bym to chciała przeczytać. Bardzo.
OdpowiedzUsuńDostałam twoją kartkę, jest naprawdę ładna! Co to jest, to czarne tło, takie gładkie?
Dziękuję ci za nią ;D
Super, że ci się podoba. :) To zwykły tusz - całość wydaje się gładka, bo pokryłam ją woskiem.
UsuńAaaa, sprytnie, w życiu bym nie wpadła :)
Usuń"Człowiek jest jak księga" - idealne podsumowanie.
OdpowiedzUsuńZadziwia mnie czasami ludzka wyobraźnia. Świetny pomysł na książkę, aż chce się czytać ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, co jest bardziej oryginalne - ta książka, czy raczej Twoja recenzja. :)
OdpowiedzUsuńIntrygujące.
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czyta Twoje wrażenia.^^
Słoneczności przesyłam,
Luiza
O rany, tak ślicznie napisałaś, a ja mam takie słabe wspomnienie "Miasta Śniących Książek" - tzn. zupełnie mi nie przypasowała kiedy zabrałam się te chyba 3 lata temu za lekturę i odłożyłam po kilku rozdziałach... Ale tak sobie myślę, że chyba spróbuję raz jeszcze :D
OdpowiedzUsuńCi, co nie znają pierwszego tomu, mogą o nim poczytać tutaj. Niektóre spostrzeżenia odnoszą się do obu książek.
OdpowiedzUsuńTak, ilustracje są wspaniałe. Cieszę się, że i wy zwróciłyście na nie uwagę. :)
I dziękuję za miłe słowa!
Interesująca historia. Pierwszego tomu także jeszcze nie czytałam :)
OdpowiedzUsuńCzarujesz słowem ;). A książka brzmi bardzo tajemniczo i ciekawie. Może się skuszę.
OdpowiedzUsuńUmiesz tak plastycznie obracać słowami, że aż czuję przyjemność czytając Twoje wpisy :)
OdpowiedzUsuńŁał! ależ masz lekkie pióro! Wspaniale się Ciebie czyta!
OdpowiedzUsuńWow. Oczarowałaś mnie. Już dopisuję do mojej listy książek do przeczytania!
OdpowiedzUsuńO mamo, jaki boooooooski wpis:)!! To się nazywa mieć talent do opowiadania, do stopniowania napięcia:)!!
OdpowiedzUsuńCo za tekst! Momentalnie chce się przeczytać książkę, o której tak się pisze :) Jestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńKocham motywy labiryntów :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się super!
Bardzo jestem ciekawa tej książki. Najpierw muszę jednak przeczytać pierwszy tom :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się zakończenie twojego wpisu i porównanie życia do powieści :) Takie nawiązanie do białej tablicy ;) Niedawno sama się nad tym zastanawiałam, taki się ze mnie robi filozof :P Oczywiście ty lepiej to wszystko ujęłaś niż jakbym sama to miała zrobić ;)
No właśnie, czy to literatura naśladuje życie, czy życie literaturę? Człowiek upodabnia się do książki czy książka do człowieka? Przypomina się Bastian Baltazar Buks. ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że udało mi się was zainteresować. :) Jeszcze raz dziękuję za tak entuzjastyczne komentarze!