Możemy obłożyć nasze książki papierem i powtarzać sobie, że ich wygląd nie ma znaczenia, możemy, zamknąwszy oczy w księgarni, pytać tylko o wybrane wcześniej tytuły, ale nie uda nam się długo unikać okładek. Pojawiają się na szybach sklepowych, zakładkach, blogach, a nawet na przystankach autobusowych. Okładka książki na ogół składa się z dwóch elementów: tekstu i obrazu. To one, intrygująco połączone, przykuwają wzrok potencjalnego czytelnika.
Ilustracja często przedstawia osobę, miejsce albo przedmiot wymieniony w tytule. Taka strategia przynosi szczególnie ciekawe efekty, kiedy słowa o żartobliwym, absurdalnym charakterze zostają dosłownie odczytane przez grafika (np. Biegając z nożyczkami; Dwie głowy i jedna noga). Fragmenty obrazu czasem pełnią funkcje symboliczne, których nie da się rozszyfrować, nie zapoznawszy się z fabułą powieści. Chęć rozwiązania zagadki, rozpoznania bohaterów i scen (byle nie finałowych – większość osób nie przepada za spoilerami), dodatkowo zachęca odbiorców.
W 2008 roku do polskich księgarń trafił Pan Błysk, wymyślona i zilustrowana przez Tolkiena opowiastka dla dzieci. Nie jest to odosobniony przypadek w karierze pisarza – sporządzone przez niego mapy i panoramy fantastycznych krain stanowią godne podziwu dopełnienie twórczości literackiej. Walter Moers, zdobywający coraz większą popularność, również samodzielnie ozdabia swoje utwory nietuzinkowymi rysunkami. Malujących pisarzy (czy też piszących malarzy) jednak nie spotyka się na każdym kroku.
Zawsze można zatrudnić doświadczonego artystę albo wykorzystać (z poszanowaniem praw autorskich, rzecz jasna) obrazy autorstwa nieżyjących twórców. Na półkach księgarnianych znajdują się np. powieści Philipa K. Dicka, kultowego pisarza science fiction, ozdobione ilustracjami Wojciecha Siudmaka, malarza czerpiącego inspirację z dorobku surrealistów (Siudmak nazywa siebie hiperrealistą fantastycznym). Kim są wasi ulubieni ilustratorzy?
Okładki filmowe, wykorzystujące zdjęcia aktorów występujących w ekranizacji, plakaty czy też kadry, wzbudzają wiele kontrowersji. Część fanów nie akceptuje obsady, nie tak wyobrażali sobie głównych bohaterów, inni z kolei podkreślają, że książka i film to dwa odrębne dzieła. Czego jeszcze nie lubimy? Krzykliwych napisów w rodzaju „światowy bestseller”. Ten, kto zamiast obiecywanej najlepszej powieści roku otrzyma średniej jakości czytadło, z pewnością nie będzie zadowolony. Lepiej też nie powtarzać jednego zdjęcia na kilku okładkach (zasada ta, oczywiście, nie dotyczy szeregu utworów literackich tworzących całość i serii wydawniczych), jak to miało miejsce w przypadku Niewolnic, Księżycowego kamienia i słynnej powieści Elizabeth Gaskell. Przed czytelnikami nic się nie ukryje!
Okładki filmowe, wykorzystujące zdjęcia aktorów występujących w ekranizacji, plakaty czy też kadry, wzbudzają wiele kontrowersji. Część fanów nie akceptuje obsady, nie tak wyobrażali sobie głównych bohaterów, inni z kolei podkreślają, że książka i film to dwa odrębne dzieła. Czego jeszcze nie lubimy? Krzykliwych napisów w rodzaju „światowy bestseller”. Ten, kto zamiast obiecywanej najlepszej powieści roku otrzyma średniej jakości czytadło, z pewnością nie będzie zadowolony. Lepiej też nie powtarzać jednego zdjęcia na kilku okładkach (zasada ta, oczywiście, nie dotyczy szeregu utworów literackich tworzących całość i serii wydawniczych), jak to miało miejsce w przypadku Niewolnic, Księżycowego kamienia i słynnej powieści Elizabeth Gaskell. Przed czytelnikami nic się nie ukryje!
Okładka służy nie tylko celom dekoracyjnym czy reklamowym, ale i informacyjnym. W skład umieszczonego na niej tekstu zazwyczaj wchodzą następujące elementy: tytuł, podtytuł, nazwisko autora (lub autorów), nazwa serii i wydawnictwa, hasła reklamowe, rekomendacje znanych artystów (niekoniecznie pisarzy). Nie zapominajmy o czcionce. Kursywa niejednokrotnie przywodzi na myśl pamiętnik, pismo gotyckie natomiast – powieść historyczną. Ja najbardziej lubię, kiedy tytuł staje się częścią ilustracji. Przykład takiego rozwiązania można zaobserwować na okładce najsłynniejszego utworu Fitzgeralda, gdzie y występuje w roli kieliszka. Pomysłowe, prawda?
Zdarzają się okładki pozbawione nazwiska autora albo tytułu, a nawet jakiegokolwiek tekstu. I na odwrót: niekiedy ilustrację zastępuje gigantyczny tytuł. Widzicie w tym nierozsądną, zwłaszcza ze względów marketingowych, propozycję czy niezwykle oryginalne podejście artysty? Obejrzyjcie przykłady: Stargirl, Fairyland, No country for old men, Exit ghost.
Na załączonych zdjęciach zgromadziłam najciekawsze z posiadanych przeze mnie egzemplarzy. Filiżanka kawy złożona z ziaren, Flawia nieodmiennie przywołująca mi na myśl córkę Addamsów i sterta książek w kapeluszu. A co wam udało się znaleźć? Pochwalcie się swoimi zbiorami!
Nie należy bagatelizować roli okładki. Umiejętnie zaprojektowana zainteresuje odpowiednią grupę odbiorców. Przeglądając niektóre powieści dziecięce, nie mamy wątpliwości, do kogo są skierowane (co czasem działa na naszą niekorzyść, bywają bowiem historie, które zachwycą zarówno młodszego, jak i starszego czytelnika). Nie pamiętam, ile zdjęć Sztuki uprawiania róż z kolcami zobaczyłam, zanim w końcu, zaintrygowana, skąd u blogerów takie zamiłowanie do ogrodnictwa, postanowiłam przeczytać jedną z recenzji. Ku mojemu zdumieniu poradnik okazał się powieścią obyczajową.
Oceniaj książkę po okładce. Sprawdź, kto jest autorem twojej ukochanej ilustracji i wspomnij o nim znajomym, współpracownikom, czytelnikom. Głośno pochwal niecodzienne rozwiązania. Ale nie oceniaj książki po okładce. Nie zarzekaj się, że nigdy, przenigdy nie sięgniesz po Córkę rzeźbiarza, bo z daleka wygląda jak nieudany eksperyment impresjonistyczny, i nie pozbywaj się starego egzemplarza Biesów – ich wartość nie zaginęła wraz z obwolutą. Sprzeczne rady? Tylko z pozoru.
"Córka rzeźbiarza" ma rzeczywiście delikatnie mówiąc oryginalną okładkę. Może wydawnictwo było pewne, że to i tak będzie bestseller. :)
OdpowiedzUsuńMam bzika na punkcie okładek, mogę je oglądać godzinami. Lubię odważne pomysły, ale ostatnio coraz bardziej odpowiada mi minimalizm.
Z Twojej kolekcji najbardziej urzekła mnie okładka kawowa. :)
Przygotowując ten wpis, zauważyłam, jaka jestem wybredna: niewiele okładek podoba mi się w stu procentach. ;) Minimalizm jest świetny! Zwłaszcza w połączeniu z oryginalnymi rozwiązaniami typograficznymi (to one są moim zdaniem najfajniejsze).
UsuńMasz jakieś ulubione okładki (czy to poszczególnych książek, czy całych serii wydawniczych)?
To podobnie jak ja, ciągle grymaszę. :)
UsuńNie byłabym w stanie wskazać jednej ulubionej okładki, jest ich naprawdę dużo. Wydawnictwa, które pod tym względem nie zawodzą mnie prawie nigdy to Vintage, Virago Classics i Persephone Books - tu clou nie jest zwykle okładka, tylko obłędna wklejka w wewnętrznej części, wygląda to tak. Marzą mi się też klasyczne Pingwiny w tej edycji.
Teraz mi też będą się marzyć. ;) Szkoda, że ta wewnętrzna część tak często pozostaje niezagospodarowana, prawda?
UsuńW dodatku do książki wydanej przez Persephne Books zwykle dołączana jest zakładka z motywem tej wklejki. Wzory dobierane są bardzo starannie, są to na przykład desenie tkanin, które kojarzą się z czasem, w którym powstała książka. U nas rzeczywiście wewnętrzne strony okładek zwykle leżą odłogiem. :)
UsuńOch, ukradłaś mi kawałek pomysłu na notkę, miałam o okładkach piać w przyszłym tygodniu.:D
OdpowiedzUsuń(a bardziej konstruktywny komentarz zostawię później, bo sałatka się sama nie zrobi.;))
Osobiście uważam, że te wszystkie teksty o tym, że liczy się tylko wnętrze książki, to bzdura. owszem, może gdzieś tam istnieją ludzie, którzy ani chwili nie poświęcają okładce, ale śmiem twierdzić, że jest ich nieznaczny odsetek. Sama uwielbiam książki w pięknych okładkach (i ewentualnie z ładnymi ilustracjami) - z tym, że gust mam nieco spaczony, bo np. okładki oparte na przerobionej fotce jakiejś dziewoi (w domyśle - głównej bohaterki) uważam za kiczowate pójście na łatwiznę. najbardziej lubię te rysowane,tworzone od zera.:)
UsuńSama mogłabyś ilustrować książki. ;) Wczoraj widziałam w księgarni "Moje zwierzęta" Nałkowskiej i tam właśnie przydałby się jakiś dobry rysunek zamiast zdjęcia (co nie znaczy, że obecna okładka jest brzydka).
UsuńA dziękuję - to moje wielkie marzenie, może nawet kiedyś je spełnię.:) I trochę utrudnia akceptowanie okładek, bo wsporym procencie przypadku towarzyszy natrętna myśl "Zrobiłabym to lepiej".;)
UsuńPodejrzewam, że Naukowskiej dali zdjęcie, bo wszystkie książki z Biosfery mają właśnie zdjęcia na okładce. A w środku nie ma czasem jakichś szkiców? Bo w "Corvus" ilustracjami były właśnie szkice przedstawiające pierzastych bohaterów.:)
W środku też są zdjęcia (np. Nałkowska z sarenką Basią - przeuroczo razem wyglądają). Zresztą napiszę o tej pozycji w następnym wpisie, bo warto. ;)
Usuń(Swoją drogą, tytuł brzmi "Między zwierzętami"; nie mam pojęciami, czemu ubzdurałam sobie, że to "Moje zwierzęta").
Wiadomo, że nie oceniam książki po okładce, ale na pewno ma ona bardzo duży wpływ na zainteresowanie mnie. W końcu jesteśmy często wzrokowcami i jak nam wpadnie w oko dobra okładka to chętniej sięgamy, aby zobaczyć o czym jest ta książka.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie przepadam gdy na okładce są ludzie (z bliska, zajmują całą stronę). A już zwłaszcza nie przepadam za okładkami filmowymi. Nie, nie, zdecydowane NIE.
Ulubiona okładka? Chyba wybiorę serię HP, jako że kojarzy mi się z czymś niesamowitym, cudownymi wspomnieniami i emocjami :) Oczywiście mówię o tradycyjnym wydaniu :)
Tym z ilustracjami Mary GrandPré? Tak, Rowling ma szczęście do okładek. ;) Nawet ta wymyślna czcionka mi się podoba (mimo że na ogół nie przepadam za udziwnieniami).
UsuńIntrygujący temat. W pewnej części się z Tobą zgadzam. "Nie oceniaj książki po okładce" to równie wytarty frazes jak "wygląd nie ma znaczenia" - niestety, obawiam się, że ma.
OdpowiedzUsuńCiekawy post, rzeczywiście okładki bywają przeróżne, kontrowersyjne i takie, które stanowią arcydzieła same w sobie:)
OdpowiedzUsuńWiem, że to źle, ale książka bardziej mnie do siebie przekonuje jak i okładka jest ładna ;)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że do mnie przemawia minimalizm i niezbyt szeroka gama kolorystyczna okładek. Lubię takie, które przyciągają wzrok, są wyraziste, ale niekoniecznie pstrokate i przesadzone.
OdpowiedzUsuńBardzo dużą uwagę zwracam na okładkę i tytuł, ale przyznam się bez bicia, że nigdy nie zwracam uwagi na autora ilustracji. Muszę to zmienić.
OdpowiedzUsuńJuż nie raz przekonałam się, że pod brzydką okładką może kryć się świetna książka, więc staram się "nie oceniać książki po okładce". Jednak wiem, że na książki, z fajną okładką prędzej zwracam uwagę i częściej je czytam. Jest to jakiś taki odruch niekontrolowany.
Najlepszy chyba minimalizm, kiedy wszystko pasuje do siebie, a nie tu wielki napis, tam dziwny, nieczytelny obraz, i okładka robi się nieciekawa. :) Patrzenia na okładki nie da się uniknąć, więc jesteśmy skazani znosić te wytwory wyobraźni grafików i artystów. :)
OdpowiedzUsuńStaram się nie oceniać książki po okładce, ale czasami to robię wbrew sobie, chociaż przyznaje, że najpierw czytam zarys fabuły, czy też krótką notkę na odwrocie książki a potem patrzę na okładkę.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się bardzo różne okładki, ale zauwazyłam, że niektóre wydawnictwa strzelaja sobie w kolano, zamykając przyzwoite ksiązki w tak paskudnych okładkach, że nie ma się ochoty po nie sięgnąć. Pamietam, że Prószyński w tym celował, nie wiem jak jest teraz.
OdpowiedzUsuńInni wprowadzają czytelnika w błąd- książka dobra, a okładka jak z taniego romansu pachnącego kiczem. Podobnie jest z jedną z moich ulubionych okładek.
W tej wersji doskonale pasuje do treści http://i.iplsc.com/-/0000WPFW00XS6GSN-C116.jpg
W tej wersji pachnie "Kwiatem pustyni" i zupełnie mi się nie podoba http://www.empik.com/hakawati-mistrz-opowiesci-alameddine-rabih,prod14290067,ksiazka-p
Ja też uwielbiam tę niebieską, subtelną okładkę "Hakawatiego", kiedyś przeżyłam szok na widok tej drugiej. :(
UsuńPotwierdzam: ta niebieska jest o wiele lepsza!
UsuńJeśli zupełnie nie znamy książki (inaczej to wygląda z powszechnie znanymi arcydziełami literatury światowej; podejrzewam, że "Zbrodnia i kara" nawet z dinozaurem na okładce znalazłaby nabywców), to z okładki czerpiemy informacje na temat, przykładowo, przynależności gatunkowej. Większość osób, zobaczywszy zdjęcie całującej się pary, uzna, że ma do czynienia z romansem. To zarówno zaleta (bo stanowi dość łatwy sposób na przyciągnięcie pożądanej grupy odbiorców), jak i wada (niedobrana okładka potrafi wprowadzić czytelnika w błąd).
Ja może nie oceniam książek po okładce, ale zwracam uwagę ogólnie na wydanie. Również Małgorzata Musierowicz sama ilustruje swoje książki i jest to świetne dopełnienie talentu pisarskiego z plastycznym, podziwiam takie wszechstronne osoby.
OdpowiedzUsuńTak, "Jeżycjada" zdecydowanie wyróżnia się na tle innych powieści stojących na półkach. Ale nie wiedziałam, że to są ilustracje autorki. Dzięki za informację! ;)
UsuńChociaż gdy wybieram ksiaże bardziej kieruje sie opisem, to lubie posiadac w swojej biblioteczce ładne i estetyczne okładki :) Dlatego wbrwe pozorą jest dla mnie ważna oprawa graficzna/
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że piękna okładka przykuwa moją uwagę. Czytam Również opis znajdujący się z tyłu obwoluty, który niestety coraz częściej wprowadza czytelników w błąd. Dlatego obecnie sugeruję się przede wszystkim opiniami bloggerów, czytając w miarę systematycznie ich recenzje. Muszę w wolnej chwili przejrzeć swoje zbiory i poszukać książek z bardzo oryginalnymi okładkami.
OdpowiedzUsuńMyślę, iż okładka to też jakaś część sukcesu, to ona na początku sprawia, czy ktoś po daną książkę sięgnie czy nie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz u mnie. Muszę powiedzieć, że podbudował mnie trochę.
[pi-razy-drzwi]
O, dobry temat wybrałaś. I taki eseistyczny wpis - świetnie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Oceniaj książkę po okładce, ale nie oceniaj książki po okładce.
Każdy odbiorca (w tym redaktor - jeden z pomysłodawców okładki) ma inny gust, więc trudno mi znaleźć taką okładkę, która w 100% odpowiada mojemu poczuciu, hm, estetyki. Bo przecież nie piękna - okładka nie musi być piękna. Powinna zatrzymać. Coś zrobić z odbiorcą. Poruszyć.
No właśnie, nie musi być piękna. Zbierając materiały do wpisu, natknęłam się na artykuł przedstawiający kilkanaście sposobów na naprawdę piękną okładkę: jednym z nich było wykorzystanie obrazu jakiegoś renesansowego artysty. ;)
UsuńTrafna uwaga z tym zatrzymywaniem. Wzroku skanującego zawartość półki i rozbieganych myśli.
Wreszcie ktoś odważył się powiedzieć to głośno! Oceniaj książkę po okładce! Zdecydowanie się zgadzam!
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na wpis :-)
Ja też uważam, że okładka jest dość istotna w odbiorze książki. Tak samo jak jakość papieru, korekta itd.
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis, naprawdę z wielką ciekawością i zainteresowaniem czytałam każde napisane przez Ciebie zdanie :) I być może jest trochę sprzeczności w tym, że z jednej strony zachęcasz do oceniania i nieoceniania książek po okładce, ale to zawsze musi być zbilansowane :)
OdpowiedzUsuńP.S. To widziałaś ostatni odcinek z tym, kto jest nowym A.? Powiem Ci szczerze, że nie obstawiałabym takiego rozwoju wydarzeń. A masz całkowitą rację odnośni tego, że teraz strasznie piętrzą się te zagadki i niewiele już wiadomo na pewno. Ostatni odcinek przed długą przerwą już 10.09. Potem czekamy do 2014 :(
Widziałam. Może w następnych odcinkach dowiemy się, że Aria pomaga(ła) ukochanemu i będziemy mieli fajną parę antagonistów. ;) Twórcy tak namieszali, że nic mnie już nie zdziwi. Ale zapomnijmy o zdziwieniu: wolę wiarygodne rozwiązanie niż zaskakujące.
UsuńNie dziwi mnie to, Butenko jest świetny. ;) I rozpoznawalny, czego nie można powiedzieć o wielu artystach.
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze jest ocenić książkę po okładce...w końcu to część danej książki, a według mnie wszystko - tekst oraz dodatki - powinno tworzyć harmonijną całość.
OdpowiedzUsuńPrzejrzałam szybko moje zbiory i jako jedną z najlepszych okładek mogę wytypować tę: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/29021/komorka
Podobnie jak Askadasuna, kiedy wybieram się do biblioteki w celach czysto prywatnych i nie wiem dokładnie co chcę wypożyczyć, sugeruję się okładkami - te ładne przyciągają mój wzrok i na chwilę zatrzymuję się przy tak wybranych książkach. Chociaż wiem, że nie jest to najlepszy sposób wybierania nowych lektur...
Ta "Komórka" rzeczywiście wygląda ciekawie, zwłaszcza w porównaniu z pozostałymi wydaniami.
UsuńUrzekła mnie strasznie ta twarz złożona z książek :) Natychmiast skojarzyła mi się z Magrittem.
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się wskrzesić bloga, jeśli nie masz mnie jeszcze dosyć po moich szalenie pesymistycznych mailach, to zapraszam do siebie ;)
Oceniaj książkę i nie oceniaj - i w dwóch przypadkach masz rację i się zgodzę. Klasyka może być w czymkolwiek, jak powieść jest piękna, to okładka nie jest taka ważna.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem okładka nie ma nic do rzeczy, ważna jest treść;)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! Ja może dorzucę komentarz przekorny, taki wyjątek potwierdzający regułę: "Lato w Savannah" (w oryginale "Saving CeeCee Honeycutt"). Jedna z najpiękniejszych książek i najgorszych okładek...
OdpowiedzUsuńKtóre wydanie masz na myśli: polskie (z dziewczęciem w różowej sukience) czy angielskie (z kolibrem)? Żadne z nich (mnie) nie zachwyca. ;)
UsuńA skoro tak chwalisz książkę, to może i ja przeczytam...
Świetny tekst! Nie oceniam książek po okładce, ale czasami dam się zwieść jakiejś szczególnie ładnej. Mam też książki ciekawe, których okładki nie są zbyt piękne, ale najbardziej mnie irytują bzdurne hasła reklamowe atakujące mnie z okładek. Jeżeli są trafne, niech sobie będą, ale niestety tych jest niewiele.
OdpowiedzUsuńTe kłamstwa historii zapowiadają się ciekawie :) a co do okładek ja sprawdzam trzy razy książkę którą chcę przeczytać
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com
Niestety, jestem wzrokowcem i nie co tego ukrywać. Zdarza się, że odkładam książkę wiedząc, że jest dobra tylko dlatego, że ma paskudną okładkę. Świetny pomysł na wpis!
OdpowiedzUsuńBardzo Dobry Post! Ja osobiście zachwycam się nowym wydanie książek Herberta (np. Diuna) oraz komiksami i książkami Gaimana, który często współpracuje z ilustratorami;) Osobiście nie przywiązuje takiej wagi do okładek - choć doceniam ich piękno...wolę gdy na książce mamy opinie czytelników, a nie jakieś napisy w stylu bestseller, bo to nie jest dla mnie "miara" dla danej książki;) Pana Błysk mam i czytałam - ilustracje są świetne. Nie podoba mi się za to jeszcze jedna rzecz: jeśli na podstawie książki powstał film to zaraz dają aktorów na okładki...po jakiego grzyba? pewnie chwyt marketingowy...ja także lubię gdy litery są wykorzystywane w okładce i bardzo lubię mroczne okładki;) Wiedźmin w tym wydaniu, które mam ma nieciekawą okładkę a książka jest świetna...zresztą to wszystko kwestia gusty...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBo "Diunę", o ile się nie mylę (mam inne wydanie), ilustrował Siudmak. ;)
UsuńMroczne, czyli jakie?
zagadkowe, ciemne tła i jakby to powiedzieć "wampirze"??
UsuńŚwietny wpis. Masz wiele racji. Szkoda, że czasami po prostu okładki nie są tak dopracowane jak mogłyby być. Wiele razy zdarza się, że szata graficzna nie pasuje ani do tytułu, ani bohatera, jest okropna i odpychająca, a wnętrze jest niesamowite i aż chce się czytać... A bywa i tak, że szata graficzna jest piękna, a treść już nie.
OdpowiedzUsuńOczywiście okładki są bardzo ważne. Gdyby wszyscy je bagatelizowali, można by pozbawić książki okładek, a wtedy wątpię, by ktokolwiek je kupował. Dlatego cieszę się, że nie tylko ja mam takie podejście jak Twoje :) Oceniać samą okładkę, ale nie książkę po okładce :) Ja nie potrafiłabym tego ująć w lepsze słowa, więc moje szczere gratulacje :)
Też uważam, że to ciekawy pomysł na post. Rzeczywiście nie da się czasami nie ocenić choć trochę książki po okładce, bo nakierowuje ona nas i przekazuje te ważne informacje o autorze itp. , i przyznam rację, że to co napisałaś wcale nie jest sprzeczne ;) Istna prawda ;d
OdpowiedzUsuńO jejku!Nie wiedziałam, że to na tym blogu piszesz, po prostu czesto tu zaglądam nawet nie zwracając uwagi na autora - za co bardzo przepraszam;) Dziękuję za budującą i ciekawą wiadomość;)
OdpowiedzUsuńCo do Twojego artykułu: Przepraszam po raz kolejny, ale nie ma bata, żebym nie oceniała książki po okładce. Wiem często za ładną ilustracją, czai się marna treść, wiem piękna okładka dzieła nie czyni... jak się zresztą teraz przekonałam po "Pięknych i bogatych"... ale nie potrafię inaczej i już;)
"Największe kłamstwa historii" przeczytałabym z marszu, bo mało co się nie popłakałam, jak zobaczyłam tę okładkę;)
W sumie w tej pierwszej stronie najważniejsze jest żeby była interesująca i nie banalna (jak na przykład dzisiejsze okładki do młodzieżowych książek paranormal romance). Najlepsze (tak jak zresztą piszesz) rzeczywiście są w książkach dla dzieci (jak na przykład "Królowa Śniegu" z zaprzyjaźnionego wydawnictwa - naprawdę pięknie ilustrowana;))
Osoby odpowiedzialne za okładkę nie umieszczając na niej nazwiska autora książki robią wielki błąd - nie musi oczywiście zajmować całej przestrzeni na to poświęconej, ale dobrze żeby przykuwało wzrok.
Życzę sobie, Tobie i wszystkim innym czytelnikom pięknych okładek, za którymi będzie się ukrywać równie piękna i niebanalna treść;)
Świetnie czytało się wpis!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nie po to są agencje reklamowe, specjaliści od marketingu, nie po to jest zawód ilustratora i grafika, nie po to są różne kroje czcionek, żeby po prostu nie poświęcać uwagi okładkom! :)
Och okładki, uwielbiam starannie zaprojektowane, intrygujące okładki - to taka wisienka na torcie. Nie przepadam za zbyt oczywistymi zdjęciami twarzy na okładkach beletrystyki, są dla mnie zbyt dosłowne. Lubię okładki nieoczywiste, lekko symboliczne, albo po prostu dopracowane graficznie. Jestem tez fanką szaty graficznej serii o Flawii de Luce :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że każdy zwraca uwage najpierw na okładkę :) niektóre książki to takie mini dzieła sztuki, ale najważniejsze jest, żeby treść była nawet lepsza, niż grafika na wierzchu. Mam takie stare wydanie "Misia Uszatka", rozlatujące się i poklejone, ale nie oddałabym go za nic, bo właśni te stare ilustracje są w nim genialne! moja siostra ma nowe wydanie i rysunki już są typowe, do bólu współczene, pozbawione duszy. Jestem pewna, że będę czytać "Uszatka" moim przyszłym dzieciom z mojej starej książki, żeby móc im przkeazać odrobinę swojego świata :)
OdpowiedzUsuńja się przyznaje, potrafię kupić nawet totalnego gniota dla pięknej okładki. jestem wzrokowcem i wiele razy sprowadzało mnie to na manowce.
OdpowiedzUsuńJeśli w ogóle nie znam książki, to po okładce od razu widzę jakiego typu jest - przecież od razu widać czy to romans czy kryminał:)
OdpowiedzUsuńJa oceniam :-) Książki znanych i lubianych przeze mnie autorów bronią się same, jednak jak biorę coś w księgarni na ślepy traf to powinno być dla wydawców jasne, że sięgnę po estetyczną i ciekawą okładkę.
OdpowiedzUsuńInnym przypadkiem są na przykład dzieła Bronte wydawnictwa MG. Mogłabym mieć wydanie "Jane Eyre" za 8 złotych w zwykłej okładce, ale to jasne, że ukochaną książkę chcę mieć w pięknym wydaniu.
Co do Siudmaka to go uwielbiam choć Diuny nie czytałam. Jest bardzo miłym człowiekiem, bo byłam na jego wernisażu, a jego styl jest niesamowicie charakterystyczny.
Pewnie, że tak. Ja nie patrzę na okładkę tylko wtedy, kiedy znam autora i nie potrzebuję żadnej zachęty. Ale w przypadku czegoś co mam wziąć do ręki na ślepo, okładka musi być zachecająca :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że oceniam książki po okładce i w bibliotece chętniej sięgnę po taką z okładką, która mnie zaintrygowała a ominę okładkę nudną i "bezbarwną".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo ciekawa i przydatna notka :)
OdpowiedzUsuńJa oceniam książki po okładce, praktycznie zawsze. Przyznam się bez bicia, że rzadko kiedy patrzę na opis z tyłu. Jeśli okładka mnie nie zachwyci, nie zaintryguje - książka nigdy nie zostanie przeze mnie przeczytana. Cieszę się, że moje ukochane książki mają jednak ładne okładki :D
Zastanawiam się nad Twoim stwierdzeniem, że książka i film to dwa osobne dzieła... I jest ono prawdę. Wiem, że istnieją trzy filmy, które nie zawiodły mnie pod żadnym względem, jeśli chodzi o ekranizację, pozwolę sobie je wymienić: Atlas chmur, Igrzyska śmierci (z niecierpliwością czekam na kolejną część filmu) oraz Intruz.
PS. Przepraszam za moją nieobecność... dość długą. Może już zapomniałaś w ogóle kim jestem :D Zapraszam na kilka wyjaśnień i nową recenzję :)
Pozdrawiam,
swiatkasiencjusza.blogspot.com
Okładki mają dla mnie ogromne znaczenie, dlatego często wpadam na Pinterest, gdzie wydawnictwo Iskry prezentuje swój dorobek (od roku 1952). Cudne okładki. Naprawdę, jest na co popatrzeć.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że jeśli chodzi o mnie, to oczywiście daję szansę książkom, których okładki mi się nie podobają, ale lubię, gdy okładka przyciąga wzrok. Wtedy mam wrażenie, że po prostu starano się, aby "porządnie" ją wydać. Gdy widzę interesującą grę kolorów, zachody słońca, tajemnicze ruiny itp. to od razu mam ochotę sięgnąć po taką książkę, bo czuję, że ma swój klimat :)
OdpowiedzUsuńMój komentarz jest lekko zapóźniony (co nie najlepiej o mnie świadczy), ale dopiero dziś przeczytałam Twój świetny wpis na temat okładek.
OdpowiedzUsuńCóż, jestem wyczulona na walory estetyczne, choć mój gust może się wydać dość specyficzny. Nie znoszę okładek typu zachód słońca, piękna kobieta lub para w czułym uścisku - przykro mi się przyznać, ale dyskryminuję książki wydane w ten sposób, bo ten typ estetyki zupełnie do mnie nie trafia. Odstręczająco działąją na mnie również krzykliwe kolory i błyszczące napisy. Lubię dwa rodzaje okłądek - minimalistyczne, jakby przeniesione w czasie z poprzedniego wieku i takie, na których wykorzystana jest dobra ilustracja, najchętniej z elementami surrealizmu. Ubolewam, że niektórzy polscy malarze lub plakaciści nie zajęli się na serio projektowaniem książkowych ilustracji. Z ogromną radością zobaczyłabym na okładce ulubionej książki prace Rafała Olbińskiego lub Tomasza Sętowskiego. Ich styl wydaje się być wymarzony dla tego gatunku sztuki.
Pozdrawiam :)
Dopiero teraz przeczytałam ;) Początkowo miałam zamiar nie komentować starych wpisów, ale jak tak czytałam i czytałam, to dwie rzeczy do mnie przyszły:
OdpowiedzUsuń- czytałam "Ostatniego czytelnika". I nie podobał mi się. Ale było to dość dawno i nie za wiele pamiętam, tyle że doszłam do wniosku, że jestem zbyt konwencjonalna na tę książkę.
- co do okładek: podpisuję się obiema rękami i obiema nogami pod twierdzeniem, że okładki mają znaczenie. Swego czasu zachwyciła mnie okładka "Jeszcze jednego dnia", a książka okazała się taka sobie o. To było potężne rozczarowanie.
Ponieważ ilekroć komentuję twojego bloga, tylekroć wspominam, że coś mi się nie podoba, tym razem dorzucę coś od czapy, co by nie wyjść na ostatnią czytelniczą marudę: czytam "Diunę" [całe lata nie mogłam jej dorwać i wreszcie pożyczyłam od koleżanki ;)], doszłam do drugiej księgi i jestem pod wieeeeeelkim wrażeniem. Jak to się stało, że taki kawał dobrej fantastyki jest tak trudno dostępny (przynajmniej w Lublinie)? Nie liczę tu tych nowych wydań, które są w Empiku między innymi i na które zdecydowanie mnie nie stać ;)
Udało mi się w końcu zrobić własne zestawienie okładek. Ciekawa jestem Twojego zdania ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo ciekawy blog :-) gratuluję :-)
OdpowiedzUsuńChciałam wrzucić link do okładki "Widmopisu" Davida Mitchella, jako przykładu okładki, którą lubię i książki, którą ze względu na nią - nie samą ilustrację, ale też opis - kupiłam i do dziś jest jedną z mych ulubionych. Wpisuję w wyszukiwarkę i patrzę, że obok tej starej pomarańczowej z drzewem jest wydanie nowe z przepiękną okładką w zieleni, które będzie dostępne za nieco ponad tydzień. A moją starą książkę pożyczyłam nie dość dobrze znanemu człowiekowi i wróciła w stanie wskazującym na czytanie w warunkach ekstremalnych. Tak oto przez czytanie blogów pożegnałam się z pieniędzmi ;) Właśnie zamawiam.
OdpowiedzUsuńI przy okazji okładek nie możemy pominąć "Uczty wyobraźni". Nie wszystkie grafiki mi pasują (np. "Atlas Chmur" jakoś niekoniecznie, z tym, że pierwsze polskie wydanie też wybitnie urodą nie grzeszy, a o okładkach filmowych już nawet wspominać nie warto), ale ogromnej przyjemności obcowanie z nimi dostarcza przez klimat, artyzm i spójność serii.
Książka to komplementarna całość. Najważniejsza jest treść, ale i grafika, i papier, i czcionka, i zredagowanie, i ilustracje... wszystko ma wpływ na odbiór i przyjemność (bądź nieprzyjemność) z książką obcowania.
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji tematu polecam cykl rozmów Projekt Książka (dwutygodnik.com)
Tak popularny blog...że pewnie nie dostanę odpowiedzi. Jednakże, tu jest cudownie! Osobiście sama także oceniam książki po okładkach. Jest to dla mnie ważne, biorąc np. pod uwage ostatnie wydarzenia. Rodzice spytali, co chciałabym dostać na święta. Poprosiłam o trylogię Władcy pierścieni. Kupili mi całość zamkniętą w jednym tomie i skończyło się na tym, że musieli to oddać do sklepu. Nie było wnim obrazków, cieżka książka jest dramatyczna w czytaniu i brak magii tolkienowskiej bolał najbardziej.
OdpowiedzUsuńRobisz naprawdę piękne i przemyślane opisy. Może skusisz się na książkę Walerii Komarowej"Jesienne ognie"? Mało kto ją zna. Autorka jest wspaniała, ale niedoceniona. Polecam serdecznie:)
Pozdrawiam
www.japonskiwachlarz.blogspot.com
Też "przerabiałam" temat http://proczyliza.blogspot.com/2013/08/najki-cz-1-kto-ma-najlepsze-najgorsze.html
OdpowiedzUsuńOczywiście, wygląd książki, typografia, a nawet rodzaj papieru są ważne! To w końcu przedmiot, z którym obcujemy jakiś czas, czytając, a potem trafia na półkę i "robi nam atmosferę" w domu.