Wszystko, co w momencie przerwania lektury znajduje się pod ręką czytelnika, może stać się zakładką: bilet, wizytówka, ulotka, kartka wyrwana z zeszytu, koperta, chusteczka, haftowana serwetka. Wszedłszy pewnego razu do kuchni, zobaczyłam widelec wystający z Mankella, którego mama niedawno wypożyczyła z biblioteki. Jestem pewna, że i wy bylibyście w stanie podać parę równie niecodziennych przykładów.
Kiedy zakładka zostaje dziełem sztuki? Pomysły artystów zdają się nie mieć końca. Nogi albo dłonie wystające spomiędzy kartek, owady chodzące po stronach (ręka w górę, kto by się bał takiego stawonoga?), źdźbła trawy. Zobaczcie sami! Niektóre utwory (np. Robin Hood) doczekały się zakładek nie tylko nawiązujących do treści, ale i utrzymanych w stylu, w jakim wykonano okładkę.
Kiedy zakładka zostaje dziełem sztuki? Pomysły artystów zdają się nie mieć końca. Nogi albo dłonie wystające spomiędzy kartek, owady chodzące po stronach (ręka w górę, kto by się bał takiego stawonoga?), źdźbła trawy. Zobaczcie sami! Niektóre utwory (np. Robin Hood) doczekały się zakładek nie tylko nawiązujących do treści, ale i utrzymanych w stylu, w jakim wykonano okładkę.
A ponieważ da się je ozdobić, z całą pewnością można też sprzedać. Podobno Steven Spielberg zapytał kiedyś, czemu miałby płacić dolara za zakładkę, skoro w tej roli doskonale sprawdza się sam dolar. Nie trzeba długo wędrować po forach internetowych, by przekonać się, ile osób nie zgadza się ze zdaniem słynnego reżysera. Jedni najchętniej dołożyliby wspomnianego dolara do reszty oszczędności i kupili za to nową książkę, inni natomiast obawiają się, że jakiś bystry przechodzień spróbowałby go ukraść.
Po co nam zakładki? Popytałam znajomych i okazuje się, że nawet tacy, co na ogół nie czytają powieści, mają w domu kilka(naście) zakładek. Chyba zwyczajnie lubimy otaczać się ładnymi przedmiotami, lubimy je gromadzić i podziwiać. Filatelistom śnią się po nocach znaczki pocztowe, wielbiciele breloczków z kolei przywożą wisiorki z każdej podróży. Wspólną cechą podobnych entuzjastów wydaje się stosunek do powstającej powoli kolekcji. Dbają o nią, segregują egzemplarze, a nawet piszą wiersze na ich cześć (zainteresowanych zapraszam na tę stronę).
Idąc na zakupy, nie należy się martwić – zakładki, w przeciwieństwie do większości książek, przeważnie są tanie. Sprzedawcy nawołują, aby wyrzucić stare bilety parkingowe i zaopatrzyć się w zakładki z prawdziwego zdarzenia. W sklepach z pamiątkami miliony misternie wykonanych wstążek lub tekturowych Potterów (kto powiedział, że zakładka nie może wziąć udziału w promocji?) czekają na swoich nabywców.
Eleganckie (a zarazem droższe) książki wyróżniają się twardą oprawą i wszytą zakładką w postaci tasiemki. Dawniej nie należało to do wyjątków – dopiero w połowie dziewiętnastego wieku upowszechniły się zakładki będące samodzielnymi przedmiotami, najpierw wykonane z jedwabiu, kilkadziesiąt lat później również z papieru. Dziś, jak wiadomo, nie brakuje materiałów. Drewniane czy aluminiowe, srebrne, złote czy z kości słoniowej, wszystkie spełniają swoje zadanie.
No właśnie, jaką funkcję pełnią zakładki? Wspomagają pamieć i cieszą oczy. Ponadto, chronią przed trwałym wykrzywieniem grzbietu, jakim grozi odkładanie otwartej książki w momencie przerwania lektury. Na zakładkach, zwłaszcza tych papierowych, można umieścić optymistyczny (albo i nie) cytat, hasło reklamowe czy dowolne zdjęcie. Jakieś inne pomysły? Stanowią śmiercionośną broń na komary?
Historia zakładki jest nierozerwalnie związana z historią książki. Popularność i dostępność tej ostatniej w oczywisty sposób wpływa na produkcję zakładek. Już na początku dwudziestego wieku zostały miejscem reklamy i propagandy wojennej. Teraz są wykorzystywane w kampaniach społecznych, akcjach promujących czytelnictwo, nawołujących młodszych miłośników literatury do zachowania spokoju w bibliotece i wielu, wielu innych.
Po co nam zakładki? Popytałam znajomych i okazuje się, że nawet tacy, co na ogół nie czytają powieści, mają w domu kilka(naście) zakładek. Chyba zwyczajnie lubimy otaczać się ładnymi przedmiotami, lubimy je gromadzić i podziwiać. Filatelistom śnią się po nocach znaczki pocztowe, wielbiciele breloczków z kolei przywożą wisiorki z każdej podróży. Wspólną cechą podobnych entuzjastów wydaje się stosunek do powstającej powoli kolekcji. Dbają o nią, segregują egzemplarze, a nawet piszą wiersze na ich cześć (zainteresowanych zapraszam na tę stronę).
Idąc na zakupy, nie należy się martwić – zakładki, w przeciwieństwie do większości książek, przeważnie są tanie. Sprzedawcy nawołują, aby wyrzucić stare bilety parkingowe i zaopatrzyć się w zakładki z prawdziwego zdarzenia. W sklepach z pamiątkami miliony misternie wykonanych wstążek lub tekturowych Potterów (kto powiedział, że zakładka nie może wziąć udziału w promocji?) czekają na swoich nabywców.
Eleganckie (a zarazem droższe) książki wyróżniają się twardą oprawą i wszytą zakładką w postaci tasiemki. Dawniej nie należało to do wyjątków – dopiero w połowie dziewiętnastego wieku upowszechniły się zakładki będące samodzielnymi przedmiotami, najpierw wykonane z jedwabiu, kilkadziesiąt lat później również z papieru. Dziś, jak wiadomo, nie brakuje materiałów. Drewniane czy aluminiowe, srebrne, złote czy z kości słoniowej, wszystkie spełniają swoje zadanie.
No właśnie, jaką funkcję pełnią zakładki? Wspomagają pamieć i cieszą oczy. Ponadto, chronią przed trwałym wykrzywieniem grzbietu, jakim grozi odkładanie otwartej książki w momencie przerwania lektury. Na zakładkach, zwłaszcza tych papierowych, można umieścić optymistyczny (albo i nie) cytat, hasło reklamowe czy dowolne zdjęcie. Jakieś inne pomysły? Stanowią śmiercionośną broń na komary?
Historia zakładki jest nierozerwalnie związana z historią książki. Popularność i dostępność tej ostatniej w oczywisty sposób wpływa na produkcję zakładek. Już na początku dwudziestego wieku zostały miejscem reklamy i propagandy wojennej. Teraz są wykorzystywane w kampaniach społecznych, akcjach promujących czytelnictwo, nawołujących młodszych miłośników literatury do zachowania spokoju w bibliotece i wielu, wielu innych.
Jeśli mnie lepiej znacie, wiecie, że rzadko korzystam z zakładek, zamiast tego zapamiętuję stronę, na której skończyłam czytać. Zanim zapytacie, skąd zatem wzięły się przedmioty widoczne na załączonych zdjęciach, wyjaśnię: to prezenty od przyjaciół internetowych (raz jeszcze wam dziękuję!). Jestem szczęściarą: niemal każda wymiana książkowa – a wymieniam się naprawdę często – przynosi mi takie upominki.
Odnaleźliście kiedyś zakładkę w powieści wypożyczonej z biblioteki? Starą listę zakupów albo świstek zapełniony postanowieniami noworocznymi? W pobliskiej bibliotece wisi kartka z informacją, że powinno się oddawać rzeczy znalezione w książkach. Kiedy spomiędzy stron wypadła legitymacja, natychmiast ją odniosłam, prywatne (ale nie intymne) liściki jednak wolałabym zachować. Są jak notatki – notatki, nie bazgroły uniemożliwiające lekturę! – zostawione na marginesach, odcisk dłoni wcześniejszego czytelnika.
Tak sobie myślę, że najlepsze zakładki mają swoje własne historie. Przywołują na myśl dawnych właścicieli, przyjaciół i znajomych. Może też przypominają o jakichś wydarzeniach. Lisa widocznego po prawej dostałam od M., którą poznałam na forum poświęconym Harry'emu Potterowi. Po dwóch latach przestała się tam udzielać, nie odpowiadała na maile. Pogodziłam się w końcu z jej zniknięciem. Rok później kurier przyniósł mi tajemniczą paczkę: zawierała książkę, rudego lisa i życzenia urodzinowe.
Ja sama sobie je tworzę - na ogół z jakimś cytatem, bądź samym nazwiskiem ulubionego autora, do tego dużo abstrakcyjnych nazwijmy to malunków (mój wątpliwy talent na tyle mi pozwala;))
OdpowiedzUsuńChoć zdarza się też dość często, że za zakładkę robi u mnie... kawałek papieru toaletowego;)
Jednym z powodów, za który cenię książki z biblioteki jest właśnie to, że można w nich znaleźć naprawdę ciekawe skarby - kiedyś znalazłam w jednej z książek wiersz miłosny, który był przeprosinami, prosty, ale uroczy i zapadający w pamięć;)
Bardzo ciekawy tekst, lisek iście magiczny;)
Pozdrawiam serdecznie;)
Wiersz miłosny - zazdroszczę! To jak przypadkowy fragment filmu, nie znamy bohaterów i możemy sobie wyobrażać, co się z nimi dzieje. ;)
UsuńKiedy wysyłam komuś książkę, też czasem coś narysuję, główną bohaterkę albo miejsce akcji, a potem robię z tego zakładkę. Można gdzieś obejrzeć twoje dzieła?
Nigdzie ich jeszcze nie umieszczałam, ale pomyślę o tym;) Ja głównie 'tworzę coś jakby graffiti, ożywione kwiaty itp.;) Z chęcią podeślę Ci ich zdjęcia na maila, może 'natychną' Cię do czegoś ciekawego?;)
UsuńOstatnio często czytam ksiązki elektroniczne, a w nich tradycyjnych zakładek się nie stosuje. Minus czytników:) A w papierowych książkach używam w funkcji zakładek ulubionych zdjęć, pocztówek, liścików... Mam też prawdziwe zakładki, te jednak rzadko wpadają mi w ręce, gdy przerywam lekturę.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, zakładka musi być pod ręką, nikomu się nie chce biegać po całym domu w poszukiwaniu ozdobnej wstążki. ;) Chyba właśnie dlatego zaczęłam zapamiętywać strony, na których kończyłam - nigdy (jak na złość) nie mogłam znaleźć ani jednej karteczki.
UsuńMnie się kiedyś zadrżało często używać jako zakładki kociego ogona. Niestety, dawca ogona już nie żyje.:( Słyszałam też o przypadku użycia w tym celu kawałka wędliny.
OdpowiedzUsuńSama zakładek mam sporo, lubię je, choć zbieram raczej mimowolnie. Używam najczęściej magnetycznych, bo nie wysuwają się z książki w torebce. Same też trochę zakładek produkuję w wolnej chwili. Ale moją absolutnie ulubioną, papirusową zakładkę oddałam kiedyś przypadkiem z książką do biblioteki i przepadła.
Pomyśl o tym tak: nie przepadła, tylko znalazła nowego właściciela. ;)
UsuńKoci ogon brzmi intrygująco (choć pewnie nie dla alergików), ale wędlina? Czy to nie naraziłoby książki na zniszczenia?
Z reguły zakładką u mnie może się stać cokolwiek, co jest papierowe, widelca jeszcze nie użyłem, kto wie. :) W każdym razie wolę użyć zakładki niż zapamiętywać numer strony (później to szukanie, gdy mi się zapomni...). I zakładka nie musi być jakaś arcyciekawa, wystarczy, tak jak mówisz, np. świstek papieru.
OdpowiedzUsuńMało używam zakładek. Czasem zwykłą karteczkę włożę, ale widziałam kilka cudnych zakładeczek w empiku i chyba się na nie skuszę ;-)
OdpowiedzUsuńCzęsto używam telefonu, bo mam go najczęściej pod ręką, a potem się zastanawiam, co ja z nim zrobiłam :) Rzeczywiście rolę zakładki może spełniać niemal wszystko.
OdpowiedzUsuńZ tymi ładnymi przedmiotami chyba naprawdę tak jest, że lubimy je mieć pod ręką - nawet jeśli niezbyt często z nich korzystamy. W końcu zwłaszcza czytelnicy są wzrokowcami :)
A że ludzie wszędzie znajdą pomysł na interes, wcale się nie dziwię, że przestano "wszywać" tasiemki do zaznaczania miejsca, w którym skończyliśmy czytać ^^
Niestety nie znalazłam nigdy zakładki w książce z biblioteki, ale dostałam kilkanaście jako dodatek do kupionej lektury, sporo pochodzi u mnie z Targów Książki, mam nawet kilka od serwisu nakanapie i wbibliotece (uwielbiam je :)), a te, które kupiłam, mogłabym policzyć na palcach jednej ręki (dwie z Audrey Hepburn i dwie kolorowe, w tym jedna z cytatem). Pozdrawiam!
Mój telefon jest chyba za duży, by spełniać tę rolę. ;) Te wszyte zakładki jeszcze się pojawiają, wystarczy - na przykład - przyjrzeć się książkom Moersa (one to w ogóle są przepięknie wydane!). No i klasyce.
UsuńA takie zakładki będące reklamami (czy to książek, czy też filmów) bardzo szybko gubię.
Teraz często wydawnictwa do książek wkładają zakładki z reklamą innych wydawanych przez siebie pozycji czy zapowiedzi. Kiedyś przywoziłam zakładki jako pamiątki z każdej wycieczki. I też uwielbiałam znajdować pozostawione zakładki w książkach i próbować w myślach stworzyć historię jej właściciela. Jedną reprodukcją obrazu Moneta mam do dziś :)
OdpowiedzUsuńLisek mnie zauroczył, chyba dziś zacznę szukać w internecie, jak samemu zrobić sobie podobne cudo!
Bo kto nie lubi tworzyć niekończących się historii znalezionych przedmiotów? ;) Takie przypadkowe skarby często zaczynają żyć własnym życiem.
UsuńJa stosuję zakładki ze sklepów, ale ta Twoja z liskiem jest cudna:)
OdpowiedzUsuńPomysłowe zakładki z pewnością cieszą - tyle tylko, że ja ciągle je gubię, albo zostają w książkach... Kiedyś zaznaczałam nawet "stówą"... widelec Twojej mamy mnie rozbroił;)
OdpowiedzUsuńMam małą kolekcję zakładek i z nich zazwyczaj korzystam, żeby zaznaczyć stronę. Ale zdarzało mi sie urzywać zwykłych kartek, albo takich artystycznie pogniecionych, telefonu, wsówek do włosów, mojego notatnika... Kilka zakładek sama wykonałam i jestem z nich bardzo dumna, choć przepiękne nie są. Większość przychodzi do mnie z księgarni i wydawnictw wraz z książkami. A jak zobaczę, że rozdaja darmowe to biorę ile się da. :D Nie kupuję zakładek, choć kilka bardzo mi się podoba.. Może ktoś mi takie podaruje... Albo sama w końcu kupię. :)
OdpowiedzUsuńJa swoje robię sama, z kartoników i kolorowych kredek. Laminuję potem i używam, najstarsza ma 4 lata.
OdpowiedzUsuńTo ta pierwsza: http://img18.imageshack.us/img18/265/z80i.jpg
Piękna, bardzo mi się podoba! Można gdzieś zobaczyć więcej twoich zakładek?
UsuńMożna, prawie wszystkie są tutaj:
Usuńhttp://piagizela.wordpress.com/category/rysowane/zakladki/
Od tej pory zrobiłam jeszcze ze dwie, ale blog od dawna nieruszany. A że gdzieś jeszcze widziałam tą zabawę, to może sama u siebie pokażę wszystkie.
Ty to jesteś utalentowana: te zakładki są śliczne! Pokazuj wszystkie, pokazuj i przyznaj się, jakich zaklęć użyłaś. ;)
UsuńJa używam zakładek nagminnie, uwielbiam moje małe skarby.
OdpowiedzUsuńużywam zakładek codziennie i zawsze, jedną mam niesamowicie zajechaną:P
OdpowiedzUsuńMasz strasznie małą czcionkę - aż muszę mrużyć oczy jak czytam- czy już ślepnę na starość?:P
UsuńMasz na myśli posty czy komentarze? Z jakiego monitora korzystasz?
UsuńWieczorem zobaczę, co da się z tym zrobić. ;) Przyznaję, (jeszcze) nie wiem, jak to pozmieniać (a przy okazji chętnie zwiększyłabym odstęp między poszczególnymi linijkami tekstu), więc wszelkie rady się przydadzą.
u mnie jest post jak pozmieniać część rzeczy na blogu...tło czcionki więc może coś się przyda a najlepiej wejść w ustawienia zaawansowane i zmienić tam wielkość czcionek;)
UsuńKiedy powiększam do 15px, wpływa to na całą zawartość bloga, nie tylko na treść wpisów - da się coś z tym zrobić?
UsuńI - tak się zastanawiam - może powinnam usunąć tę prawą kolumnę?
Mozesz zmienić szerokość bloga wtedy będzie się lepiej czytało, albo poustawiać inną wielkość czcionki w innych elementach osobno w linkach, kartach itp. No i pozostaje jeszcze zmiana czcionki w samym poście
UsuńOk, poszerzyłam i powiększyłam, chyba jest lepiej. Dzięki za pomoc!
Usuńo niebo lepiej, mam monitor 15 cali, małe były i w poście, a w komentarzach to już była totalna drobnica, teraz zdecydowanie lepiej!
UsuńTak się cyklicznie nad tym zastanawiam, serio - nie przywiązuję wielkiej wagi do ozdobności zakładek. Miałam - w nastoletniej młodości - chęć gromadzenia i kolekcjonowania zakładek (a pozostało tylko kolekcjonowanie... pocztówek, obecnie zaś - zbieranie słów), ale jakoś zaprzestałam. Obecnie używam małych kartek (1/4 z kartki A4), na których mogę zapisać dowolne fragmenty czytanej książki. Chociaż - nie przeczę - lubię oglądać cudze zbiory zakładek.
OdpowiedzUsuńA w bibliotecznych książkach się zdarza znaleźć zakładki, jakkolwiek najczęściej są to karteczki, bilety, rachunki - kiedyś spotkałam zakładkę-pocztówkę ze zdjęciem z anime, innym razem podanie...
Świetny ten lis.
Zapamiętujesz stronę - ciekawe.
To ćwiczy pamięć.
Zbieranie słów! Kiedyś zapisywałam rzadkie i/albo ładnie brzmiące wyrazy w specjalnym zeszycie, teraz też czasem podczytuję Kopalińskiego.
UsuńW trakcie lektury robię notatki (niekiedy zapisuję cytaty, chociaż częściej je po prostu zapamiętuję) na kartkach. Moja mama dawniej umieszczała swoje spostrzeżenia na marginesach, a pismo ma tak ładne, że wyglądało to jak celowe zdobienia. ;)
Świetny temat!
OdpowiedzUsuńTo prawda, ludzie uwielbiają otaczać się ładnymi rzeczami. Ja również - do tego stopnia, że kiedyś zbierałam nawet opakowania po chusteczkach higienicznych, bo mi się bardzo podobały. Zakładek nie miałam okazji zbierać, nawet chyba żadnej nie mam. Książkę albo czytam w całości, albo wsadzam między kartki cokolwiek, co tylko mam pod ręką. :)
Zapraszam na mojego bloga - amatorskie recenzje w każdą sobotę (cup-of-art.blog.pl)
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy post!
OdpowiedzUsuńMi za zakładki służą różne rzeczy. Mam kilka prawdziwych, ładnych zakładek, ale częściej w książce lądują przypadkowe karki:)
zakładki i post naprawdę świetny;DD przez Ciebie chcę zakładki z Barnes & Noble - są #$$#%^$##@ ;PPPP ja sama używam sporo zakładek i część zostaje w książkach;PP
OdpowiedzUsuńCiekawy post :) Mi za zakładkę służą nieużywane karty PayBack. Są twarde, więc wygodnie się nimi oznacza miejsce czytania. Do tego są niewielkie, więc zmieszczą się w książce każdej wielkości, raczej ciężko je też zniszczyć. Jeżeli przypadkiem gdzieś mi się zawieruszy, a muszę szybko zaznaczyć stronę, to zamiast odkładać zagiętą książkę, wkładam do niej telefon bądź cokolwiek innego leżącego pod ręką :) Ale po Twoim poście stwierdzam, że chyba jednak postaram się o jakąś ładniejszą zakładkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
www.licencja-na-czytanie.blogspot.com
Zakładki towarzyszą mi od samego początku czytania. Nie wyobrażam sobie zaginać rogów czy pozwalać na leżenie grzbietem do góry. Mam kilka zakładek, jednak nie mają jakiejś szczególnej historii ;p Od takie tam;p
OdpowiedzUsuńDo zakładek mam słabość :D z takich najciekawszych rzeczy, jakie znalazłam w ksiażce była... prezerwatywa! oczywiście w opakowaniu, jeszcze nienapoczęta :p widać książka okazała się ciekawsza :p
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak mnie rozbawiłaś! ;)
Usuńmam prawdziwą obsesje na punkcie zakładek i blisko trzy pudła po butach nimi wypełnione, a i tak każda następna sprawia mi nie mniejszą radość niż kolejna książka.
OdpowiedzUsuńUwielbiam zakładki :) A jeżeli jakaś ma swoją historię - to tym lepiej :D Zawsze staram się dobierać zakładkę do książki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dobieranie zakładki do książki brzmi intrygująco. Na jakiej zasadzie, jeśli mogę spytać?
UsuńA ja ostatnio jako zakładki używam zdjęć lub pocztówek. Najbardziej jednak intrygujące są te znalezione w książkach wypożyczonych z biblioteki.
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Ja uwielbiam zakładki i nie wyobrażam sobie czytania książki bez używania zakładki. Wielokrotnie też zdarzyło mi się znaleźć coś w książce wypożyczonej z biblioteki lub pożyczonej od drugiej osoby. Jeśli był to jakiś paragon, czy zwykły kawałek papieru to najczęściej to wyrzucałam (mowa o książkach z biblioteki), ale raz zalazłam zdjęcie i raz pocztówkę i nie wyrzuciłam :) Zostawiłam w książce.
OdpowiedzUsuńBardzo ładny ten lisek - z pewnością to była miła niespodzianka ;)
OdpowiedzUsuńUrzekły mnie zakładki z "gallery collection" z pierwszego linku;)
OdpowiedzUsuńMiło przeczytać post, który nie tylko prezentuje czyjeś zakładki, ale też zawiera coś więcej;)
Pytałaś, co robię na praktykach w wydawnictwie. Jestem w dziale DTP, zajmuję się m.in. pracami nad stroną internetową, porządkowaniem bazy zdjęć, tworzeniem indeksów, wyszukiwaniem zdjęć do nowych publikacji...na pewno nie można powiedzieć, że się nudzę;)
Dzięki za odpowiedź! Pytałam, bo sama chciałabym kiedyś pracować w wydawnictwie (ewentualnie w bibliotece). Może mi się uda. ;)
UsuńUwielbiam takie historie, jak ta opisana przez Ciebie na końcu notki. :)
OdpowiedzUsuńA co do samych zakładek - dopiero od jakiegoś czasu zaczęłam je doceniać. Czasami są to małe dzieła sztuki. :)
Z widelca jeszcze nie skorzystałam. Za to nożyczki, mieszadełko do drinków i pilot do telewizora brały już udział w mojej przygodzie z książek. Zakładek mam od groma, ale gubię je, jak te przysłowiowe rękawiczki (żeby potem odnaleźć w najmniej spodziewanym miejscu np. pod lodówką).
OdpowiedzUsuńJednak moim zdaniem najlepiej sprawdzają się papierki od cukierków (oczywiście czyste), bo kto z nas nie lubi przekąski podczas lektury.
Jakiś czas temu postanowiłam zbierać zakładki, jednak głównie wtedy, kiedy nadarzy się okazja. Raczej ich nie kupuję. Poza tym robię też własne i mam z tego całkiem niezłą uciechę. ;D
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam takiej super ładnej okładki. Wprawdzie przy każdym zakupie w księgarni próbują mi jakąś wcisnąć za dwa złote, ale zawsze ładnie podziękuje. Widelca również nigdy nie wykorzystałam, ale w kryzysowych sytuacjach często za zakładkę służy mi telefon bądź pilot od telewizora. Lepsze to niż zaginanie rogów, naprawdę tego nienawidzę, brr. A na codzień od dawna jako zakładkę stosuje najzwyklejsze karty. Skoro są już w tej szufladzie a i tak w nie nie gram, przynajmniej mogą przydać się przy czytaniu książek. No i jak się jakaś zgubi to łatwo dobrać kolejną ;)
OdpowiedzUsuńZ takich niecodziennych zakładek to ja mam... piórko z ogona mojego kanarka. Nie miałam kiedy czym zaznaczyć a kanarek akurat piórko zgubił więc jest :)
OdpowiedzUsuńZ ogromną ciekawością przeczytałam Twój post:) Piękno zakładek dostrzegłam dopiero niedawno, szczególnie tych ręcznie robionych. Szkoda, ze ja nie mam takich zdolności twórczych. Wcześniej zaznaczałam strony byle świstkiem, karteczką, widelcem jednak nigdy. A w wypożyczonych książkach z biblioteki czasami odnajduję jakieś karteluszki:)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio bawiłem się właśnie w zabawę okładkową i ja mam wiele zamienników ów okładek :P. Od płyt CD poprzez pieniądze, a kończąc na palcach melonowej ręki :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)!
Melon
Ciekawy wpis. :) U mnie często sprawdzają się jakieś karteczki, paragony, bilety... Na widelec nigdy w życiu bym nie wpadła. :D
OdpowiedzUsuńAczkolwiek mam też kilka swoich ukochanych zakładek, których nie oddałabym za nic w świecie. :)
Dziękuję wszystkim, którzy podzielili się swoimi spostrzeżeniami i/albo opowieściami o zakładkach - oby wasze kolekcje rosły i rosły! Mieszadełka do drinków, piórka, płyty - świetnie się o tym wszystkim czytało. ;)
OdpowiedzUsuńHahahaha, jakie podsumowanie :D.
UsuńMoje zakładki to wszystko co mam pod ręką i tak jest najlepiej:)
OdpowiedzUsuńMimo iż mam wiele najróżniejszych zakładek, moją ulubioną pozostaje ta którą sama zrobiłam. Od dawna robię "bransoletki przyjaźni" z muliny i stwierdziłam że mogę sobie wybrać jakiś ładny i ciekawy wzór i z tego zamiast bransoletki, stworzyć zakładkę :D I tak powstała moja ulubiona i najczęściej stosowana zakładka :D
OdpowiedzUsuńWszystkie zakładki (poza tym owadem, fobia fobią pozostanie ;_;) są genialne :D Aż nabrałam chęci do zrobienia jakiegoś małego zakładkowego dzieła sztuki ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam zakładki, mam całą kolekcję. Często robię sama, uwielbiam coś na nich szkicować, szynszyle na przykład ;)
OdpowiedzUsuńA co do znajdywania zakładek w książkach z biblioteki, to mi się to niemal za każdym razem przytrafia! Mam taki mały zbiór, w śród nich takie ciekawostki jak ściąga z matematyki,kupon do pewnej pizzerii oraz karteluszek z wierszem ;) Uwielbiam takie odkrycia!
http://black-chinchilla-books.blogspot.com/
Jejku, choć niemal codziennie używam zakładek to nigdy tak naprawdę głębiej się nad nią nie zastanawiałam.
OdpowiedzUsuńSama niedawno zrobiłam zakładkę dla mojego młodszego brata, będzie miał kiedyś pamiątkę, która mam nadzieję zachęci go do czytania ;)
Zapraszam do mnie na nową notkę :) goodbookiswhatiwant.blogspot.com
Ja z kolei kolekcjonuję zakładki, z każdej podróży przywożę co najmniej kilka i nie wyobrażam sobie zakładania książki papierkami czy rachunkami. Do każdej nowej lektury dobieram inną zakładkę (w końcu nie po to je zbieram żeby leżały w pudełku), a raz na jakiś czas wyrzucam wszystkie i oglądam jakie skarby się wśród nich kryją :)
OdpowiedzUsuńBłyskotliwy tekst. Masz fajny styl pisania. Co do zakładki, to co przychodzi mi do głowy, to był PIT, którym zaznaczyłam stronę, a kiedy chciałam rozliczyć podatki szukałam go jak szalona. Czytam kilka książek naraz, więc jest gdzie szukać.Dziękuję za odwiedziny do mnie i zapraszam częściej. Ja zostaję, fajnie tu - książniczkowo :-)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam zamiast zakładek zaznaczać strony pocztówkami, ulotkami albo różnymi biletami. Na ich widok wracają miłe wspomnienia, a gdybym schowała je w pudle, nieczęsto bym do nich wracała.
OdpowiedzUsuńCiekawy tekst i zazdroszczę takiego uroczego liska. :)
Pozdrawiam xx
---
sztukaparzeniaherbaty16.blogspot.com
Własnoręcznie wykonane lub przywiezione z podróży zakładki zawsze są nam bliskie. :) A w czerwcu znalazłam ściągę z angielskiego w bibliotecznej Strömstedt.
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejne spostrzeżenia! To miłe, że tekst napisany dwa lata temu wciąż cieszy się popularnością. :)
Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń