Bies by się uśmiał

Głodny jak czytelnik

Masz dość kotletów baranich? Znudziły ci się pierogi, placki ziemniaczane i zrazy? Przygotowując rybę na obiad, znalazłaś w niej ołowianego żołnierzyka? Dobra wróżka zabrała twoją ostatnią dynię, a jabłko od nieznajomej okazało się zatrute? Odwiedź literacką restaurację, gdzie można zjeść śniadanie w towarzystwie bohaterów ulubionych książek.

Na początek proponuję „Czarownicę z morskich głębin” – pod tą obiecującą nazwą kryją się pieczone homary i jajecznica. Całość, zawinięta w naleśnik na bazie maślanki z morskimi glonami, najlepiej smakuje polana sosem holenderskim. Miłośnicy literatury marynistycznej pokochają również bouillabaisse, słynną zupę rybną, którą zajadała się Fleur Delacour.

Zabrakło ci pomysłów na lunch? Podwieczorek? Kolację? Podkurek? Tym, co – niczym hobbici – spożywają sześć (lub więcej) posiłków dziennie i sięgają po kawałek ciasta, gdy przytrafia im się nieszczęście, zapewniamy całodobową obsługę. Wystarczy jeden ruch ręką, by do sali weszli lokaje roznoszący potrawy: barszcz, gulasz wieprzowy, konfitury malinowe oraz biszkopty, znalezione w spiżarni Bilba, rogaliki, chleb żytni, bigos (nie podejmę się tutaj jego opisu, zdaniem Mickiewicza bowiem „w słowach wydać trudno bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną”), śledzie, karpie, łososie.

Talerz pączków, popity nektarem z oferty specjalnej, każdemu poprawi humor. A nektarów jest tutaj bez liku! Półki uginają się pod ciężarem wyśmienitych trunków: dla piratów – rum, dla studentów – piwo kremowe albo sok dyniowy, dla pechowców – Felix Felicis. Przyjaciele Kubusia Puchatka otrzymują miód pitny za połowę ceny, osobom podzielającym poglądy Kłapouchego natomiast przysługuje darmowy kieliszek Eliksiru Rozśmieszającego.

Przysmaków tyle, że nie wiadomo, co wybrać na deser. Największą popularnością cieszą się słodycze sprowadzane z fabryki pana Wonki, odkrywcy dwustu nowych gatunków czekolady: toffi na porost włosów, guma do żucia o smaku trzech dań obiadowych, lizaki świecące w ciemności, wybuchowe cukierki, karmelki leczące zęby, miętówki, które się ssie tygodniami, gorące lody. Ponadto, u czarownicy rozwożącej przekąski można kupić fasolki wszystkich smaków, dyniowe paszteciki oraz czekoladowe żaby (uwaga: są to pyszne, acz podstępne zwierzęta, właścicielka lokalu nie przyjmuje reklamacji w przypadku ich nagłego zniknięcia).

Nie sposób nie zwrócić uwagi na wystrój pomieszczeń. Nad głowami gości rozciąga się gigantyczny żyrandol, zbudowany z ananasów, truskawek, jabłek i malin, poduszki zaś, leżące na pozłacanych fotelach, wykonano z ptasiego mleczka. Wyjrzawszy przez okno, zobaczysz legendarne Drzewo Raranj i Taranj. Na tym nie koniec. Jak wieść niesie, tapety przedstawiające faworki znakomicie nadają się do lizania.

Jeśli nie oczarują cię wspaniałe potrawy, podawane przy dźwiękach lutni, z pewnością zrobią to kelnerki. Zamówienia przyjmują syreny, uwodzicielska Zara Marchand i odrobinę roztrzepana Paige (obie powołane do życia przez Tricię Rayburn). W kuchni z kolei pracują skrzaty (rzecz jasna, Hermiona zadbała, aby były odpowiednio wynagradzane). Rozzłoszczone, zrzucą twój pudding na podłogę, swoim ulubieńcom jednak chętnie przyniosą dodatkową porcję.

Zapomnij o zakazach i czytaj przy jedzeniu. Zostaw w spokoju paznokcie: zaniepokojona losem protagonisty, obgryzaj ciastka w kształcie książek (przepis znajdziesz u Moersa). Pisz przy jedzeniu. Kawiarnie, będąc miejscem spotkań artystów, od lat pełnią ogromną rolę kulturotwórczą (przypomnijmy chociażby kawiarnię pod Picadorem czy restaurację u Magny'ego).

Wspólne obiadowanie zacieśnia więzy między ludźmi. Nie zastanawiaj się więc dłużej – podejdź do baru i rozpocznij rozmowę (zanim skrytykujesz jakikolwiek poemat, sprawdź, czy przypadkiem nie siedzisz obok jego autora). Wśród stałych bywalców należy wymienić Szalonego Kapelusznika (codziennie wpada tu na herbatę), nieufną, ale zawsze uprzejmą Sansę Stark, wielbicielkę cytrynowych ciasteczek posypanych cukrem, Olivera Twista, nieustannie sprzeczającego się z Augustem Smalcem, i Marlowe'a. Zimą dołącza do nich Demeter o podkrążonych oczach.

Klientów uprasza się o cierpliwość. Powiedziawszy „stoliczku, nakryj się”, warto delikatnie pogłaskać blat. Zniecierpliwione okrzyki, podobnie jak kopanie nogi stołowej lub uporczywe zgrzytanie zębami, prędzej doprowadzą do anulowania zamówienia, niż skrócą twoje oczekiwanie. 

Nawet najbardziej wystawna uczta dobiegnie kiedyś końca. Wychodząc, zaopatrz się w prowiant na drogę. W dłuższą podróż najlepiej zabrać ze sobą lembasy (Meliana, nauczycielka Galadrieli, ujawniła kucharce sposób przyrządzania). Na lekcję fizyki – lukrowane ołówki, do kina – niewidzialną czekoladę (nie zostawia śladów). A w domu wgryź się w Heideggera.

(Wszystko zaczęło się od magdalenki cioci Leonii. Nie, zaczęło się od głodu. Zgłodniawszy, zajrzałam do Literatury od kuchni. Papatacze Pchły Szachrajki, makaron z powstania warszawskiego, naleśniki Mamy Muminka... Kiedy tak przeglądałam ten literacki jadłospis, wyobraziłam sobie restaurację idealną, do której chodziłoby się na obiady inspirowane Tolkienem i dzieliło się deserem z bohaterami powieści młodzieżowych. Następnie ją opisałam. Skoro gotowanie, jak twierdzi Eco, stanowi zapowiedź przyjemności, czym jest pisanie o gotowaniu?)

36 komentarzy:

  1. Gotowanie to nie zapowiedż lecz początek przyjemności a pisanie o jedzeniu to czysta rozkosz, bez konsekwencji w biodrach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko się potem czytelnicy głodni robią...

      Usuń
  2. Dzień dobry, ja po miód:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny tekst! Bardzo mi się podobał, jak praktycznie każdy Twój :) Aż zgłodniałam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo interesujący teks, lekki w czytaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Naleśniki Mamy Muminka... a do tego czekolada Wonki <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne:) Idę coś przegryźć...

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam po lekturze Twojego tekstu wielki apetyt na .... książkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Po twoim poście zrobiłam się głodna :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy6/3/14

    Dołączam do głodnego chóru.
    Właściwie... coś by się przydało do kawy... Sansa, daj no ciasteczko, skarbie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak to dobrze, że do mnie wpadłaś, bo dzięki temu ja do Ciebie...po sznureczku...i już mam tą książkę w koszyku w Merlinie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mniam, pyszny tekst! Sama najchętniej wpadłabym na chatę do Bilba i poświętowała w towarzystwie Hobbitów i Krasnoludów (Thorin <3) :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaaa
    jaka głodna stałam po tym poście ! :D
    obserwuję
    chaoswglowie blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. No i znowu Cię trochę nie było. Gdzie byłaś jak Cię nie było?
    Świetny tekst! Chowasz w sobie niesamowita kreatywność. Zdecydowanie częściej powinnaś tu zaglądać!

    OdpowiedzUsuń
  14. Kasiej, nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam za Tobą i Twoimi postami. Ktoś kiedyś napisał, że Twoje posty są jak gorąca herbata. Zawsze mile tęsknie wyczekiwane po zimnym, mglistym dniu rzeczywistości. Jak dobrze wiesz, kiedy ja ich potrzebuję!

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetnie napisana recenzja. Naprawdę bardzo dobrze mi się ją czytało, a teraz zrobiłam się strasznie głodna ;d

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetnie napisane. Aż chciałoby się coś schrupać:)

    OdpowiedzUsuń
  17. fajny post;) zachęca, a kuchnia i posiłki to moja druga pasja! pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  18. Po tym poście aż zgłodniałam ;D faktycznie ideał restauracyjny, dla mnie podobnym byłby takim w którym koty serwowałyby poisłki, podkręcając i strzygąc wąsem a ogonem zmiatając stoliki ;)
    Dziękuję ;] choź ocieka lukrem to mała rebeliantka ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. jesuuu, a ja nic nie jdałam, przez twój post zaraz biegnę do kuchni! :))
    Mogłabyś zaobserwować mnie na moim profilu na facebook'u? Oczywiście jeśli chcesz :))
    https://www.facebook.com/miauczak

    OdpowiedzUsuń
  20. Super. Świetny i oryginalny pomysł:) Wybrałabym fasolki wszystkich smaków...

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytałam i tylko czekałam, kiedy i z czym Mickiewicz z kuchni wychynie.;)

    Acz zapomniałaś przecież o gościach niehumanoidalnych. Przecież arystokratyczne smocze podniebienie nie zadowoli się zwykłą krową na surowo (a chleb pszczeli nadaje sie raczej dla rządnych wrażeń literatów, a nie dla wojowników i doświadczonych weteranów). Nie martw się jednak, jeśli porozmawiasz z Lung Tien Xiangiem (w Europie znanym po prostu jako Temeraire), z pewnością sprowadzi Ci najlepszych chińskich kucharzy, prosto z cesarskiego dworu. Szlachectwo zobowiązuje.;)

    Niemniej, restauracja bardzo obiecująca, poszłabym.:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Po pierwsze chciałbym pogratulować świetnych i oryginalnych pomysłów na ciekawe zdjęcia :)
    A po drugie powiedzieć, że jesteś bardzo kreatywna i widać, że masz ogromną lekkość pisania. Nic tylko zazdrościć talentu pisarskiego i czekać na kolejne Twoje posty, które są na prawdę świetne :)
    Serdecznie pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Anonimowy9/3/14

    Bardzo dobry tekst!
    A temat - rewelacja xD

    OdpowiedzUsuń
  24. Świetny wpis. Rewelacyjnie działa na apetyt...nie tylko na jedzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Chętnie bym tą książkę schrupała :)

    OdpowiedzUsuń
  26. świetny pomysł na post , aż idę coś przekąsić ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Kto to słyszał, żeby o północy człowieka do kuchni wyganiać :(

    OdpowiedzUsuń
  28. Anonimowy17/3/14

    Bardzo lubię takie książki ! :) Z chęcią przeczytam, jak tylko wpadnie mi w ręce.

    OdpowiedzUsuń
  29. Cholerka, zaczęło mi burczeć w brzuchu... A nie mogę za dużo jeść, bo właśnie męczę się z anginą, która przeszkadza mi w normalnym przełykaniu. :(

    OdpowiedzUsuń
  30. O, i znowu mam powód żeby zjeść coś. I powiem, że to twoja wina :) Bardzo dobry opis i świetny tytuł. A'propos pisania o gotowaniu - ciągle ostatnio myślę o tej książce z kulinariami z "Gry o tron".

    OdpowiedzUsuń
  31. A gdy się już od stołu wstanie, to jeszcze małe zaproszenie:
    http://kraina-andersena.blogspot.com/2014/05/wedrowka-przez-blogi-w-obrazkach.html

    OdpowiedzUsuń
  32. Anonimowy19/5/14

    Wow, świetny wpis! :) Więcej takich prosze!

    Pozdrawiam,
    W.

    OdpowiedzUsuń
  33. Wszystkim głodomorom dziękuję za komentarze! :) Ciekawy pomysł, Ina, z kotami w roli kelnerów, co ogonem zmiatają stoły.
    I ukłon dla Moreni za przypomnienie o smokach! Smoki (podobnie jak jednorożce, feniksy, na które czekają - zgodnie ze słowami Owidiusza - krople kadzidła, hipogryfy, różnego rodzaju potwory, kodama, Bieluch i inne duchy) są tutaj mile widziane.

    OdpowiedzUsuń