Jeśli wspomnienia, to tylko przy fajce. Albo przy dobrej książce, która za pomocą sugestywnych opisów pozwala razem z bohaterami przywoływać minione wydarzenia. "Szepty" stanowią debiutancki zbiór opowiadań ułożonych chronologicznie (począwszy od lat trzydziestych dwudziestego wieku, a skończywszy na dwa tysiące szóstym roku, kiedy wybuchł pożar kościoła św. Katarzyny). Takim spoiwem łączącym jest niewątpliwie Gdańsk, moje rodzinne miasto. Widziany oczami Niemców, Żydów, Polaków, także dzieci. Przyjęta przez autora perspektywa narzuca niekiedy korzystanie z niemieckich nazw ulic, dzielnic, niestety, nieobjaśnionych (część młodszych czytelników ma problemy z połączeniem Wrzeszcza z Langfuhr czy Jelitkowa z Glettkau, sprawdziłam).
Nie sposób też nie zauważyć cienia rzucanego przez wojnę, obecnego w każdej historii. Akcja niemal wszystkich opowiadań toczy się dwutorowo: w miarę, jak bohater wykonuje czynności dnia codziennego, przypomina sobie dawne zdarzenia. Impulsem do wspominania okazują się być spotkania ze starymi przyjaciółmi, wizyty poprzednich mieszkańców, lekcja francuskiego, również - wyeksploatowana już w tej roli - próba samobójcza. Bywa, że losy postaci łączą się ze sobą w melodramatyczny sposób (Maria i Teresa z "Lekcji..."). Moja babcia jednak zna dziesiątki podobnych temu dramatów: w moich oczach zbyt ckliwych, by kiedykolwiek przeznaczyć je do druku, w oczach Fortuny spełniających kryteria zaistnienia. Styl wypowiedzi cechuje się prostotą i surowością. Warto wspomnieć, że pochodzenie poszczególnych osób znajduje odzwierciedlenie w języku.
Wszystkie zamieszczone tu utwory przepełnia tęsknota: za miłością, bezpowrotnie utraconą młodością, szczęściem, przedwojenną codziennością. Szczególną sympatię wzbudził we mnie Karl Moser, uczestnik wydarzeń przedstawionych w tytułowej miniaturze, głównie za sprawą liści, którymi - jak niegdyś ja - hojnie obdarzał baśniopisarzy. Liście kasztanowca suszył u braci Grimm, klonu u Andersena, u Perrault zaś - jesionu i jarzębiny. Jego schadzka w grotach szeptów mieszczących się w przypałacowym parku nakłoniła mnie do spaceru: rzeczywistego w kierunku parku w Oliwie i wirtualnego w stronę Tiergarten Schönbrunn, najstarszego ogrodu zoologicznego świata, pojawiającego się w retrospekcjach z życia Karla. Opowiadanie pt. "Otto Schwan opuszcza Danzig" (swoją drogą, świetny tytuł) też urzeka. Ukazując tragedię Żydów zmuszonych do przesiedlenia, autor skupia się na losie psa. Zwierzak imieniem Toto przypomina futrzaną kłodę, co do której nigdy nie ma pewności, gdzie znajduje się jej przód, a gdzie tył.
Kto czytuje Manna? Odpowiedź na pytanie to, postawione w tytule tak śmiało, brzmi następująco: nierozliczeni z przeszłością mężczyźni w średnim wieku, którym niedługo przydarzy się coś złego. I ja. W chłodne, jesienne wieczory.
Nie sposób też nie zauważyć cienia rzucanego przez wojnę, obecnego w każdej historii. Akcja niemal wszystkich opowiadań toczy się dwutorowo: w miarę, jak bohater wykonuje czynności dnia codziennego, przypomina sobie dawne zdarzenia. Impulsem do wspominania okazują się być spotkania ze starymi przyjaciółmi, wizyty poprzednich mieszkańców, lekcja francuskiego, również - wyeksploatowana już w tej roli - próba samobójcza. Bywa, że losy postaci łączą się ze sobą w melodramatyczny sposób (Maria i Teresa z "Lekcji..."). Moja babcia jednak zna dziesiątki podobnych temu dramatów: w moich oczach zbyt ckliwych, by kiedykolwiek przeznaczyć je do druku, w oczach Fortuny spełniających kryteria zaistnienia. Styl wypowiedzi cechuje się prostotą i surowością. Warto wspomnieć, że pochodzenie poszczególnych osób znajduje odzwierciedlenie w języku.
Wszystkie zamieszczone tu utwory przepełnia tęsknota: za miłością, bezpowrotnie utraconą młodością, szczęściem, przedwojenną codziennością. Szczególną sympatię wzbudził we mnie Karl Moser, uczestnik wydarzeń przedstawionych w tytułowej miniaturze, głównie za sprawą liści, którymi - jak niegdyś ja - hojnie obdarzał baśniopisarzy. Liście kasztanowca suszył u braci Grimm, klonu u Andersena, u Perrault zaś - jesionu i jarzębiny. Jego schadzka w grotach szeptów mieszczących się w przypałacowym parku nakłoniła mnie do spaceru: rzeczywistego w kierunku parku w Oliwie i wirtualnego w stronę Tiergarten Schönbrunn, najstarszego ogrodu zoologicznego świata, pojawiającego się w retrospekcjach z życia Karla. Opowiadanie pt. "Otto Schwan opuszcza Danzig" (swoją drogą, świetny tytuł) też urzeka. Ukazując tragedię Żydów zmuszonych do przesiedlenia, autor skupia się na losie psa. Zwierzak imieniem Toto przypomina futrzaną kłodę, co do której nigdy nie ma pewności, gdzie znajduje się jej przód, a gdzie tył.
Kto czytuje Manna? Odpowiedź na pytanie to, postawione w tytule tak śmiało, brzmi następująco: nierozliczeni z przeszłością mężczyźni w średnim wieku, którym niedługo przydarzy się coś złego. I ja. W chłodne, jesienne wieczory.
Zawartość zbioru: Pozdrowienia z Lüderitz, Szepty, Otto Schwan opuszcza Danzig, Droga do Kahlbude, Lekcja francuskiego, Koty nad stawem, Dama z "Neckermanna", Ładne rzeczy, Onkel Werner, Oczy Chrystusa, Żar.
Marek Adamkowicz, Szepty, s. 176, Oficynka, Gdańsk 2010
Gdybym była mężczyzną w średnim wieku, zastanowiłabym się, czy aby warto sięgać w ogóle po niemiecką literaturę. A póki co: nie boję się.
OdpowiedzUsuńGdańsk to ma aurę natchnienia wokół siebie. Adamkowiczowi najbliżej do kogo? Chwina, Grassa, Huellego? Cz samoswój?
Podoba mi się ta myśl o Fortunie, która nie wstydzi się kiczu - "dramatów; w moich oczach nazbyt ckliwych, by kiedykolwiek przeznaczyć je do druku, w oczach Fortuny spełniających kryteria, by zaistnieć".
Ciekawy (choć prosty albo właśnie dlatego) jest pomysł, by to samo miasto było tłem historii rozgrwających się w różnych czasach.
Pozdrawiam:)
ren
Interesujące. "Szepty" to chyba jego debiut. Jakoś nie jestem w stanie przekonać się do "pisarstwa" (innego niż reportaże) dziennikarzy, może niepotrzebnie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!^^
Nie wiem, czy chciałabym przeczytać coś ckliwo-romantycznego, ostatnio jestem zewsząd bombardowana podobnymi tematami (w szkole i poza szkołą, bo ciągają mnie na przedstawienia, filmy i inne takie). Aktualnie zagłębiam się we wszelką fantastykę i wszędzie marznę.
OdpowiedzUsuńDo Manna zbieram powoli siły, chciałabym go przeczytać z całą pewną świadomością, a nie jako prostą rozrywkę.
Chwin to Hanemann, to szczegóły: ciemniejszy ślad palca - jak okrągły stempelek na kremowej kopercie. Grass to wielokulturowy Gdańsk, to Oskar, to podwórza różnej wielkości, ale z taką samą ilością królików i trzepaków. Natomiast Huelle to przede wszystkim Weiser Dawidek. Nie porównywałabym Adamkowicza z żadnym z nich ze względu na to, że dopiero zadebiutował, nie wiadomo, jak rozwinie się jego twórczość.
OdpowiedzUsuńLuizo, uprzedzenia zawsze są niepotrzebne, ale co ja tam będę pisać, sama nieraz z nimi walczę. ;)
Hm, Esencjo, czyżbym aż tyle miejsca poświęciła miłości, że piszesz "romantycznego"? Bo "Szepty" to głównie tęsknota i Gdańsk, z wojną w tle. Miłość odgrywa tam ważną rolę, jest tragiczna, niespełniona, ale nie najważniejsza. Niektóre z opowiadań mają również zabarwienie kryminalne.
Nie tylko mężczyźni w średnim wieku. Moi koledzy z licealnej ławy też czytali. Ten od "Dekameronu" również </3 Ja natomiast od stycznia słucham "Czarodziejskiej góry" i nigdy, nigdy, nigdy jej nie skończę
OdpowiedzUsuńps. paczka pójdzie w piątek :-)
OdpowiedzUsuńPies-kłoda całkowicie mnie rozczulił. (Ale ja w ogóle mam miękkie serce do wszelakich zwierząt, staję się sentymentalna. ;)
OdpowiedzUsuńZabarwienie kryminalne to dobra rzecz;).
OdpowiedzUsuńNie, nie napisałaś aż tak dużo o miłości, to po prostu ja podciągam wszystko pod jedno słowo, i na dodatek im jestem starsza, tym bardziej rzucają mi się w oczy wyrazy takie jak miłość, tęsknota, sentymentalizm, romantyczność. To schorzenie od nadmiaru Montgomery;).
Jakoś nie wygląda ciekawie. Raczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuń