Bies by się uśmiał

Nudzą się tylko na jawie

To nie jest opowieść o dorastaniu – Harriet nie lubi książek, w których dzieci dorastają i, zakochawszy się, porzucają przygody dla jakiejś nudnej ukochanej[1]. Zamiast nich czyta Wyspę skarbów, a potem, w basenie, udaje rozbitka. Straszy rówieśników czarnym znakiem, niekiedy nawet wszczyna bójki. Gdy ma kłopoty, podrabia pismo nauczycieli. Pływa, przeklina i łobuzuje, aż wreszcie, owładnięta tęsknotą do wielkich czynów, postanawia rozwikłać rodzinną zagadkę.


Harriet chce się dowiedzieć, kto zabił jej brata. (Tragedia ta wydarzyła się dwanaście lat temu – Robina powieszono na drzewie na własnym podwórzu). Prowadząc śledztwo, czerpie inspirację z dokonań podziwianych przez nią osób: kapitana Scotta, Holmesa, Jima Hawkinsa i Houdiniego. W zaklętym, obrośniętym cierniami domu śpią królowa (matka odurzona środkami uspokajającymi) i królewna (szesnastoletnia Allison); jedynie smokobójczyni (dwunastoletnia Harriet) czuwa. Nocą milkną zegary. Melancholijne szafy i stare, poczciwe fotele, pogrążone w wiecznej żałobie, skrzypią współczująco. A drzewo, na którym zawisł Robin, wciąż stoi.

Bohaterki – sprytna Harriet, Allison o sarnich oczach i kocim usposobieniu, gromada staruszek (wszystkie staruszki są, nie ukrywajmy, czarownicami): dumna Edith, troskliwa Libby, roztrzepana Tat oraz zalotna Adelaide – budzą sympatię. Tartt wnikliwie opisuje nawet niepozorne drobiazgi (baletnice dorysowywane na marginesach, pluszowego kangura, szkolną fotografię niezdarnie wyciętą z albumu, kostium kosa, czerwone rękawiczki), bo umożliwiają one rekonstrukcję nigdy niewidzianych miejsc lub wydarzeń. Sypialnia Libby nie zaistniałaby bez dywanu w kwietne pnącza. Pemberton nie byłby Pembertonem, gdyby nie jadł ciasta czekoladowego.

Mieszkańcy Missisipi, uwięzieni między snem a jawą, nie ufają własnym zmysłom. Allison dostrzega nieraz supły w przędzy rzeczywistości[2], ale milczy. Któż by uwierzył, że białe niegdyś kwiaty sczerwieniały? Matka, usłyszawszy takie rewelacje, wzruszyłaby tylko ramionami. Lepiej nie mówić zbyt wiele, nie opowiadać sennych koszmarów; widziadła czasem się urzeczywistniają. Kiedy zapada zmrok i Harriet zamyka książkę, podglądane przez nią postacie się wymykają. Z Księgi dżungli wypełza wąż, zaginionego na morzu wuja zastępuje Ben Gunn, Mary Poppins gubi parasol. Dom, gdzie mieszka kaznodzieja, upodabnia się do jaskini pełnej skarbów, a stara szopa coraz bardziej przypomina laboratorium Frankensteina.

Co zobaczyła czteroletnia Allison w dzień morderstwa? Dlaczego kupiono wówczas orchidee zamiast róż? Skąd się wziął czarny kapelusz u Libby? W retrospekcji wszystko było znakiem wskazującym na katastrofę[3]. Czytelnicy i bohaterowie dokładają wszelkich starań, aby wytropić podejrzanych, autorkę fascynują natomiast nieujawnione, trudne do zrozumienia zbrodnie. Nieważne, co zdarzyło się naprawdę; fakty nie dorównują przecież łgarstwom. Plotkarski chór wyśpiewuje najdziwniejsze teorie: o płatnym zabójcy, olbrzymie albo gderliwej sąsiadce zjadającej małych chłopców. Dzieci uwielbiają upiorne kołysanki, służąca straszy je więc topielcami, leśnymi duchami i szopami porywaczami.

To jest opowieść o dorastaniu (choć główna bohaterka by się do tego nie przyznała). Szukając mordercy, Harriet odkrywa coś więcej niż wyblakłe zdjęcia. Dowiaduje się, że Ida – Ida, która zna wszystkie ptasie sekrety – zarabia zaledwie dwadzieścia dolarów tygodniowo. Że koty nie żyją wiecznie, a kosów pozbawionych skrzydeł nie da się uratować. Umrą zdumione i przerażone, zupełnie nie jak w książkach, gdzie nic nie dzieje się bez powodu.

Donna Tartt, Mały przyjaciel, z angielskiego przełożył Paweł Lipszyc, s. 606, Znak, Kraków 2016

[1] Tamże, s. 157.
[2] Tamże, s. 115.
[3] Tamże, s. 10.

28 komentarzy:

  1. Widać, że polubiłaś się z Donną Tartt - o ile pamiętam, pisałaś jakiś czas temu o "Tajemnej historii"? Jestem mniej więcej w połowie debiutu Tartt i choć zwykle nie lubię chwalić dnia przed zachodem słońca, to tę akurat książkę pochwalę! Jest dobra. I, co ciekawe, Richard Papen z "Tajemnej...", podobnie jak Harriet z "Małego przyjaciela", również nie chce dorastać. Marzy mu się, że studenckie życie razem z piątką ekscentrycznych kumpli będzie trwało wiecznie...
    PS Miło Cię znów widzieć/czytać. Imbryk przesłodki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Tajemną historię czytałam w listopadzie. Tam też występuje motyw snu i nieujawnionej zbrodni, ale narracja jest inna. W Tajemnej historii mamy solistę (Richard), a w Małym przyjacielu – chór (Harriet, Allison, Danny, Eugene, Hely i inni).
      Mam nadzieję, że po skończonej lekturze przybędzie pochwał! :)

      Usuń
  2. na powieści Donny Tratt mam wielką ochotę - naczytałam się już tyle pozytywnych recenzji, że moja ciekawość z każdą niesamowicie rośnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jeszcze nie znam prozy tej autorki. Ale czuję się mocno zachęcona. Świetny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nic tej Autorki nie próbowałam, ale muszę w końcu spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo zachęciłaś mnie do tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie kończę "Szczygła" Donny Tartt, najbardziej przygnębiającą książkę, jaką w życiu czytałam. Po kolejną pozycję tej autorki raczej nie sięgnę :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Książki tej autorki jeszcze przede mną, ale mam nadzieję, że się z nimi polubię, bo mam na nie wielką chrapkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy20/8/16

    Motyw snu - interesujące.
    Piszesz o książkach, których nie miałam okazji jeszcze poznać - będę miała, co nadrabiać : )

    Przesyłam słoneczności i życzę wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak ja dawno nie czytałam Twoich tekstów! A to wielki błąd, postaram się to naprawić, bo nieważne, o jakiej książce piszesz, zawsze robisz to w taki magiczny sposób, że mam ochotę sięgnąć po dany tytuł. ;)
    Co do tej książki, to nie miałam okazji jej czytać, ale postaram się to zmienić. Niezwykła jest za to okładka - bardzo lubię takie złudzenia, kiedy wydaje się nam, że coś z tej okładki wystaje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oto książka, którą muszę przeczytać !
    I już w sumie od dawna mam to w planach :D

    Jak zwykle - Twoje teksty to mistrzostwo! (uwielbiam!)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mam ten tytuł na swojej liście i na pewno z czasem po książkę sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam tą historię. Mocno mną wstrząsnęła.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zazdrośnie zapytam: co się z Tobą działo? Tak bardzo tęskniłam za Twoimi wpisami.
    Intryguje mnie sposób narracji i wspomniana zbrodnia.
    Jak udowodniłaś, Tartt nie jest przereklamowana. Czas dać jej szansę.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie chciałabym być uwięziona między jawą a snem jak bohaterowie tej powieści.
    Spotkanie z autorką planuję zacząć od "Szczygła", który już czeka na półce.
    Miło Cię znowu czytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Momentami ten opis bardzo kojarzy mi się z "Pokutą" Iana McEwana. Muszę kiedyś skusić się na Tartt, intryguje.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytałam "Wyspę skarbów", więc pewnie i powyższa książka sprawiłaby mi nie lada frajdę dzięki podobnym motywom. :) Podoba mi się pomysł na dość specyficzną bohaterkę, coraz rzadziej się takie spotyka...

    OdpowiedzUsuń
  17. Pięknie odmalowałaś tę powieść. Czuję, że zakochałabym się w tych wszystkich drobiazgach :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kasjeuszu! Przeczytałam ostatnio "Księgę wieszczb" Eriki Swyler i pomyślałam, że to książka, która mogłaby Ci się spodobać ;-) Polecam Ci mocno!

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej, gdzie zniknęłaś? Wracaj, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kasjeusz, wiesz, że ja zwykle nie spamuję, ale znalazłam książkę, która WIEM, że Ciebie też zachwyci. "Podróż, która zmieniła świat" Alana Mooreheada.
    http://stronapostronie2013.blogspot.com/2016/12/recenzja-podroz-ktora-zmienia-swiat.html

    OdpowiedzUsuń
  21. Kasiu (już nie pamiętam, czy lubisz, gdy się tak do Ciebie zwraca?), nie wiesz nawet jak za Tobą tęskniłam! W moim życiu zmienia się tak bardzo wiele rzeczy, naprawdę wiele. Ale zawsze, gdy tu wchodzę, jest tak samo. Twój blog to chyba jedyna stała rzecz w moim życiu, naprawdę. No, może poza herbatą. Ale herbaty zawsze może zabraknąć... Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku.

    Ty wiesz, że książki tak pięknie opisujesz, że nawet największy gniot zyskuje wydźwięk wręcz bestelleru. Nigdy nie czytałam "kryminału", gdzie śledztwo prowadziłoby dziecko.Zwłaszcza takie, które dorasta, a nie chce dorosnąć. Trochę jak ja.

    OdpowiedzUsuń
  22. Na pewno dopiszę tę książkę do mojej listy do przeczytania :) Twoja recenzja brzmi naprawdę zachęcająco, coś czuję że ta książka przypadnie mi do gustu :3

    PS: po 3 latach wracam do czytania i kontynuowania prowadzenia mojego bloga, zajrzyj jeśli masz ochotę. Miło było tu wrócić po 3 latach przerwy :)Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Narazie tylko dopisuję do listy ale coś mnie do niej ciągnie

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo ciekawa recenzja, aż chce się przeczytać książkę.

    OdpowiedzUsuń
  25. Koniecznie muszę ją przeczytać,mam ją już na swojej półce :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Jak szczegółowo napisana książka, jak cudnie nam ją przedstawiłaś...

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie pisałam i nie pisałam, zajęta Ważnymi Sprawami, aż w końcu wróciłam do blogosfery. Od kilku dni ślęczę nad nowym tekstem. Choć czas mknie niczym smok i wiele tygodni upłynęło od waszych komentarzy, chciałabym podziękować wam za tak miłe słowa :)

    Wspomniana tutaj Pokuta bardzo mi się podobała; muszę znów do niej zajrzeć.
    [Kasiu], Asiu - dziękuję za polecanki! Z całą pewnością sięgnę po te książki.

    OdpowiedzUsuń