Bies by się uśmiał

złapała mnie ropucha

Wydrzyj mi serce, proszę, śpiewała Toña (postać epizodyczna). Wydarłabym raczej pierwszych kilkanaście stron, na których Andrés upokarza Catalinę, swoją młodszą o (prawie) dwadzieścia lat żonę. Kpi z jej niewiedzy, i to w niewybredny sposób. Zdradza.

Al Capone

Oto i Andrés Ascencio, lat (niewiele ponad) trzydzieści. Pewny siebie, zielonooki. Zajmuje się polityką. Włosy nieustannie opadają mu na czoło, odgarnia je więc odruchowym gestem. Bez obaw o konsekwencje nazywa mieszkańców Puebli frajerami. Mówi, nie czekając na zdanie. Autorytarny, wykazuje silne cechy przywódcze. Po otwarciu oczu nie leży ani minuty - ceni sobie ćwiczenia fizyczne. Któregoś dnia wpada do domu Cataliny i, nie pytając jej rodziców o zgodę, zabiera piętnastoletnią dziewczynę nad morze; innym razem przychodzi, by w kilka godzin później wziąć z nią ślub. Słynie z licznych romansów, ma też dzieci z poprzednich związków (jedna z córek jest w wieku jego żony). Przeprowadziwszy, nie bez pomocy Cataliny, kampanię wyborczą, zostaje gubernatorem. Za kogo on się uważa? Ja to ja - oznajmia kiedyś Andrés. Nie rezonuj.

Zmora

Poznajcie Catalinę. Ojciec wolałby, aby nigdy nie dorosła. Mówiąc: opowiedz wszystko tatusiowi, nie chce wysłuchiwać bolesnych prawd o życiu ukochanej córeczki (łączy ich silna więź). Catalina nie potrafi ani ugotować obiadu, ani porządnie haftować. Niedoświadczona w sprawach damsko-męskich. Klęka na przodzie kościoła, by Matka Boska lepiej widziała. Traci jednak zaufanie do Najświętszej Panienki, kiedy zostaje świadkiem aresztowania księdza. Opowiada (mamy tu bowiem do czynienia z narracją pierwszoosobową) z perspektywy czasu, skutkiem czego niekiedy jej słowa wydają się naznaczone doświadczeniem dojrzałej kobiety. Oto, jak podsumowuje ślub z Andrésem: naprawdę złapała mnie ropucha. Czym Catalina różni się od pozostałych kobiet? Ciekawością, aktywnością - nie pozwala zepchnąć się na boczny (kuchenno-domowy) tor, stale wściubia nos w interesy męża, po kryjomu uczy się jeździć samochodem.


Mogłoby się wydawać, że ci dwoje tworzą wyjątkowo nieudaną parę, a ich wspólne życie obfituje w same nieszczęścia. Nic bardziej mylnego. Z początku starszy mężczyzna imponuje Catalinie (nazywa go swoim generałem). Andrés pyta przed snem, czy dobrze mu poszło na wiecu. Mianuje ją szefową wszystkich publicznych instytucji dobroczynnych, później osobistą sekretarką. Prosi czasem - w miarę, jak upływają kolejne lata małżeństwa, robi to coraz częściej - o radę. Nie wie, co powiedzieć, kiedy Catalina wpada w histerię, więc tylko głaszcze ją po głowie, jakby była kotem. Ona również tęskni za mężem, kiedy tak wychodzi i wraca bez określonych reguł. Zwłaszcza po śmierci ojca odczuwa brak hałaśliwej obecności Andrésa.

Tłem dla tej historii jest rewolucja meksykańska z początków dwudziestego wieku. Wysokie stanowisko Andrésa w rządzie w połączeniu z jego nienasyconą wciąż ambicją polityczną pozwala czytelnikowi na obserwację skomplikowanych metod formowania się władzy, brutalnych sposobów usuwania przeciwników. To historia nie jednej, lecz wielu kobiet poznawanych przez główną bohaterkę. Ze szczyptą humoru. Dla przykładu napiszę, że szofer, wożący zauroczoną niejakim Arizmendim Catalinę, tyle razy śpiewał dla niej "Z tobą, choć z daleka", że w końcu wygrał Międzynarodowy Amatorski Konkurs Piosenki.

(Al Capone i Zmora to imiona koni, na których jeździła para głównych bohaterów).

Ángeles Mastretta, Wydrzyj mi serce, s.302, Muza S.A., Warszawa 2010

13 komentarzy:

  1. Nie mogę naczytać się Twojej recenzji!! Czemu tak jest, że to, co odrzuciłam przy wyborze u Ciebie wydaje mi się cudne i zaczynam żałować?! :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, nota wydawnicza nie zachęca, wręcz zapowiada trójkąt miłosny (echo tej zapowiedzi pojawia się dopiero po lekturze trzech czwartych powieści). W dodatku początek, jak wspomniałam, w najłagodniejszej kobiecie potrafi obudzić agresywną feministkę. ;) Ale potem autorka zaczyna zagłębiać się w złożone relacje między głównymi bohaterami, pokazuje proces powstawania samoświadomości u Cataliny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy2/10/10

    Interesująca recenzja (szczególnie pod względem budowy ; )) i ciekawe spostrzeżenia xD oby tak dalej xD

    Pozdrawiam serdecznie^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna recenzja! ;) Normalnie bym pewnie nawet na tą książkę nie spojrzała, a tak mam wielką ochotę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj Kasjeuszu jestem po lekturze Nielegalnych związków Grażyny Plebanek więc ta agresja jest mi dobrze znana i chyba po ltej książce jestem na nią odporna:)?

    OdpowiedzUsuń
  6. Meksyk powiadasz? To ja z chęcią przeczytam. Książkę kojarzę z kilku blogowych notek, ale zupełnie inaczej się w nich prezentowała. U Ciebie zabrzmiała naprawdę obiecująco :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę zgodzić się z Aleksandrą. Naprawdę świetna, zachęcająca recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdzie ty wynajdujesz takie książki, to ja nie wiem, lubię książki z czasami gdzie kobiety jeszcze nie wyszły z kuchni, ale próbują i na tym opiera się cześć książki, dość podobny motyw jest w "Wojnie wdowy" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy4/10/10

    6 za stylistykę i spostrzeżenia. Brawo :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Książka obiecująca, recenzja świetna :D Bardzo podoba mi się tematyka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy7/10/10

    Książka czeka na półce na przeczytanie. Ale ja nie o tym właściwie chciałam ;)

    Wpadnij do mnie, coś miłego na Ciebie czeka :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hello! Bluebird!
    Ropucha mocno trzyma? A może trafiłaś na opasłą książkę? Pozdrawiam, czekając na recenzję:)
    ren

    OdpowiedzUsuń
  13. Twoja recenzja sprawiła, że książka wydała mi się bardzo interesująca. A tyle mam do czytania!

    OdpowiedzUsuń