Bies by się uśmiał

z pamiętnika zbolałego faceta

Lubisz zgrywać zbolałego faceta, słyszy główny bohater w trakcie jednej z rozmów ze swoją narzeczoną. To słowo, wykorzystane przeze mnie również w tytule wpisu, stanowi idealne podsumowanie Kemala. Mimo że poznajemy go chwili, którą sam (warto zaznaczyć - z perspektywy czasu) nazywa najszczęśliwszą w swoim życiu, przez następne kilkaset stron widzimy, jak pogrąża się w depresji. Cierpi. Nadkłada drogi tylko po to, aby ominąć ulice powiązane z ukochaną. Tęskni. Otacza się przedmiotami należącymi niegdyś do Füsun. Zaniedbuje pracę, rodzinę, przyjaciół. Temu niszczącemu uczuciu podporządkowuje całe swoje życie. Tak przedstawiona miłość nosi znamiona obsesji, co z pewnością nie wzbudzi sympatii wielu czytelników. Zwłaszcza, że - z uwagi na narrację pierwszoosobową - kolejne wydarzenia poznajemy niemal wyłącznie z jego perspektywy.

Romans, jakich wiele, wydawałoby się. Powieść otwiera scena miłosna pomiędzy Kemalem (lat trzydzieści, majętny, będący w związku z wykształconą Sibel) a jego daleką krewną, Füsun (lat osiemnaście, ekspedientka). Kemal z początku pozostaje bierny: nie decyduje się na związek z młodą kochanką ani nie odwołuje planowanej uroczystości zaręczyn ze swoją dziewczyną. Co więcej, postanawia dzielić mieszkanie z tą drugą, nieustannie pogrążając się w żalu za Füsun. Nic dziwnego, że w pewnym momencie Sibel, wówczas już narzeczona, zwraca pierścionek zaręczynowy i odchodzi (trzeba przyznać, że nie przychodzi jej to łatwo, głównie ze względu na hańbę, jaką okryła się zdaniem dużej części społeczeństwa tureckiego). Wtedy Kemal całkowicie oddaje się poszukiwaniom utraconej kochanki. Niestety, cierpienie nie mija wraz z jej odnalezieniem, okazuje się bowiem, że w czasie rozłąki Füsun wyszła za mąż za Feriduna (młody chłopak zainteresowany branżą filmową). Co zatem odróżnia tę historię od tysiąca innych? Przedmioty. Bohater w miarę opowiadania eksponuje kolejne przedmioty należące niegdyś do ukochanej; każdy staje się pretekstem do wspomnień. Zaznaczę również, że postaci nie są przedstawione jednoznacznie, jak mogłoby się wydawać na podstawie mojego krótkiego opisu. Przykładowo, Sibel w żadnym wypadku nie można nazwać ofiarą, a i Füsun nie przypomina ideału.

W tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym roku Atatürk nakazał narodowi tureckiemu przyjęcie nazwisk. Zaczęto wówczas nadawać je też nowo wznoszonym budynkom, dlatego kamienica stanowiąca miejsce spotkań pary głównych bohaterów nosi nazwę Zmiłowanie. To jeden z elementów składających się na drugą historię zawartą w książce, historię narodu tureckiego. Ze szczególnym uwzględnieniem miłości i przyjmowanych wobec niej postaw społecznych. Dziewczynę, która nie obawia się stracić dziewictwa przed ślubem, określa się mianem nowoczesnej, o ile jej wybranek wkrótce weźmie z nią ślub; w przeciwnym razie posłuży za przykład dla następnych pokoleń, jak nie należy postępować. Wątek Belkıs ukazuje ostracyzm społeczny, na jaki naraża się kobieta otwarcie spotykająca się z wieloma mężczyznami. Uroczystość w Hiltonie pozwala czytelnikowi na obserwację tureckiej socjety. Wizyty w kinie z kolei umożliwiają mu - między innymi - spotkanie z towarzystwem artystycznym.

Z pewnością znajdą się tacy, którzy dostrzegą w Kemalu godnego następcę Fernando Arizy ("Miłość w czasach zarazy"). Obaj przez wiele lat czekają na ukochaną, kolekcjonując w tym czasie kobiety (Fernando) i przedmioty: od biletów po sztućce wyniesione ukradkiem (Kemal). Z pewnością ktoś powie, że budowa muzeum poświęconego miłości swojego życia jest czynem niezwykle romantycznym. Może i jest. Ja natomiast zastanawiam się nad przyczynami takiego zachowania. Pewnego razu Kemal pyta rozmówcę, skąd w takim razie biorą się te wszystkie powieści, filmy. Na pozór ma świadomość tego, że film to tylko film, zbiór zaprojektowanych wcześniej scen, a życie to życie, układa raz lepsze, innym razem gorsze scenariusze, ale desperacko pragnie wierzyć tureckim dziełom kinematografii. Czy sztuka w połączeniu z wrodzoną wrażliwością ukształtowała jego obraz miłości?   

Co można zobaczyć w tytułowym muzeum? Tarkę do pigwy, kolczyki, chusteczki, nadgryzione wafelki, pierwszą turecką oranżadę o smaku owocowym, cztery tysiące dwieście trzynaście niedopałków, porcelanowe pieski. Wszystko, co w jakiś sposób łączy się z Füsun. Zbieractwo okazuje się być do pewnego stopnia pocieszeniem. Wie o tym nie tylko Kemal, ale i Zimny Suphi (postać epizodyczna), który gromadzi pudełka od zapałek po tym, jak zostawiła go żona. Skoro o postaciach mowa: autor wyznaczył sobie rolę w tej historii. Powieściowego Orhana poznajemy w trakcie uroczystości zaręczyn głównego bohatera. Pali jednego papierosa za drugim, starając się przy tym ironicznie uśmiechać. "Muzeum niewinności" jest zatem powieścią dla cierpliwych, chętnych  do wyszukiwania detali. Nie brak w niej wad. Obcując z ogromną ilością eksponatów, "nous devenons superficiels", jak pisał Paul  Valéry. "Ou bien, nous nous faisons érudits. En matière d’art, l’érudition est une sorte de défaite(...). Elle substitue ses hypothèses à la sensation, sa mémoire prodigieuse à la présence de la merveille; et elle annexe au musée immense une bibliothèque illimitée. Vénus changée en document."[1]

Orhan Pamuk, Muzeum niewinności, s. 752, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010

[1]Nieprofesjonalny przekład: "stajemy się powierzchowni. (...) Albo zostajemy erudytami. W przypadku sztuki natomiast erudycja jest rodzajem klęski(...). Zastępuje uczucia swoimi hipotezami, obecność cudu - swoją zdumiewającą pamięcią; załącza niezmierzoną bibliotekę do ogromnego muzeum. Wenus zmieniona w dokument."

12 komentarzy:

  1. No nie wiem... Ja chyba nie sięgnę, choć jestem ciekawa tego autora po poznaniu 'Czerwieni'. Przeszukam jednak jego dzieła i zorientuję się, co by mi bardziej do gustu przypadło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy15/9/10

    Jak się wydaje (po przeczytaniu Twojej recenzji), książka jest intrygująca i osobliwa. Tym bardziej będę chciała ją przeczytać.
    No proszę - Paul Valéry.
    Przy okazji dodam, że bardzo lubię czytać Twoje recenzję (chociaż często nie komentuję).
    Pozdrawiam serdecznie^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama jeszcze nie czytałam, czeka na półce na lepsze czasy - na razie jedyne co czytam nie w związku z pracą to książki z kategorii "lekkie, łatwe i przyjemne". Ale mąż niedawno skończył, i głównego bohatera określił właśnie mianem "strasznie zbolały facet" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny autor, który już dawno jest na mojej liście, a który do tej pory pozostał wyłącznie na tej liście ;p Ale zacznę chyba od książki "Nazywam się czerwień". :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasjeusz, świetnie napisałaś.
    Przeczytałam z prawdziwym zainteresowaniem. Na razie nie sięgnę po "Muzeum...", ale interesuje mnie ta książka ze względu na klasyczne ponoć studium "kara sevdy". Spotkałam się z takim objaśnieniem, wchłaniając kino tureckie: kara sevda to miłość fatalna, "nieuleczalna choroba", "mroczna pasja", która nie pozwala się otrząsnąć. Zmienia człowieka, jest do pewnego stopnia destrukcją. Ale i czymś ożywczym, bo ryzykując wszystko dla miłości zyskuje się rodzaj wtajemniczenia w ból i sens życia.
    Rzecz jest dziwna. Nie życzyłabym sobie tego doświadczyć. Ale interesujące jako fenomen kultury tureckiej. Dużo tego w filmach. Początkowo intensywność uczucia budzi chęć potrząśnięcia delikwenta za ramię, a potem się odpuszcza - niech go wyboli.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko się zgadza. Mamy tu i elementy destrukcyjne, i inicjacyjne (w, jak piszesz, ból i sens życia).
    Zwraca uwagę nie tylko intensywność uczucia, ale również jego jednostronność. Miłość Füsun, niezależnie od ewolucji, jakiej z czasem podlega, nie przybiera znamion obsesji.
    Tak przedstawiona namiętność intryguje mnie i napełnia niesmakiem, przyciąga i odpycha zarazem. Może to bariera kulturowa daje o sobie znać poprzez ten niesmak, nie wiem.
    A znasz może etymologię pojęcia "kara sevdy"?

    OdpowiedzUsuń
  7. "kara sevda" to po turecku "namiętna miłość".
    Ja to widziałam w kinie (i po trosze pisałam o tym na przykładzie Filmu "Wyznanie" Demirkubuza). Obcość, bo zanurzeni jesteśmy w kulturze o innym temperamencie i gdy próbujemy racjonalizować czy rozpracowywać psychologicznie to zjawisko - natrafiamy na barierę. Nie sądzę, by w Turcji to była codzienność, ale jest więcej przyzwolenia i zrozumienia dla fatalizmu miłości. Swoją drogą - przy takiej intensywności symetria uczuć jest niemożliwa. Nigdy nie jest możliwa, ale tu dysproporcje muszą być jak otchłań.
    Pozdrawiam:)
    ren

    OdpowiedzUsuń
  8. Po zobaczeniu tej książki w Dzień Dobry TVN (tylko w innej okładce) tak za mną chodzi...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdyby nie ta Turecka kultura, w której osadzona jest powieść nie sięgłabym po tą książkę gdybym miała okazję. Wydaje się być prawie bez akcji. Skoro od zwykłego romansu różni ją tylko to, że bohater jako inspirację do podsycania swojego żalu bierze przedmioty to co to za różnica? Podsycanie żalu to podsycanie żalu. Werterowsko mi się trochę kojarzy. Chyba to mnie odstrasza.

    OdpowiedzUsuń
  10. Może kiedyś. Nie jestem przekonana.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję za wyjaśnienie. Myślałam, że "miłość" to po turecku "aşk". Z jednej strony - bariera, a z drugiej bardzo (przynajmniej w moim przypadku) silna potrzeba rozpracowywania.

    Saro, okładka polskiego wydania jest tylko jedna; załączone zdjęcie przedstawia kolczyk, który kiedyś znalazłam na placu zabaw - zamierzałam w ten sposób nawiązać do muzeum Kemala, w którym kolczyki zajmują zaszczytne miejsce. ;)

    Owszem, Patrycjo, "Muzeum..." nie zawiera wiele akcji (chociaż ostatnie rozdziały wyróżniają się pod tym względem na tle innych). Autor wprowadza za to mnóstwo pomniejszych opowieści składających się na wspomnianą historię narodu tureckiego: czy to w postaci plotek zasłyszanych przez matkę Kemala, czy akapitów poświęconych postaciom epizodycznym.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ze względu na akcję osadzoną w Turcji postaram się przeczytać. ;)

    OdpowiedzUsuń