Wszystkim bohaterom tej książki doskwiera samotność. Nathan, rozwodnik, tęskni za byłą żoną; spotkania z córeczką stanowią teraz jeden z fundamentów jego życia. Daniel wciąż odczuwa ból na myśl o ukochanej kobiecie, którą utracił. Wyczerpujące śledztwo destruktywnie wpływa na małżeństwo innego detektywa. Donna, z pozoru szczęśliwa lekarka sądowa o atrakcyjnej powierzchowności, obawia się, że jej związek mógłby zostać niezrozumiany przez współpracowników.
Island to wirtualny świat 3D w Sieci. Nathan, będący jednym z wielu graczy, eksploruje go za pomocą swojego awatara o imieniu Nat. Któregoś dnia, jadąc samochodem, Nat przypadkiem potrąca Jerry. Przestępstwo, choć tylko wirtualne, wytrąca mężczyznę z równowagi. Ale to dopiero początek kłopotów. Otrzymuje bowiem list z oskarżeniem: "zabiłeś Bonnie". Wkrótce odkrywa, że Jerry była wirtualnym odpowiednikiem Bonnie Thomson, pasjonatki gier wideo, a zabójstwa kolejnych osób w sielskim dotychczas Island poprzedzają ich śmierć w świecie rzeczywistym.
Warto zauważyć, że Island jest równoległym społeczeństwem powstałym na podobieństwo naszego, Nathan natomiast - tak w świecie rzeczywistym, jak i wirtualnym - profesorem Harvardu. Żadnych nieziemskich stworzeń, żadnej magii. Jak się okazuje, to iluzja rzeczywistości najbardziej uzależnia. W jednej z recenzji tej książki spotkałam się ze stwierdzeniem, jakoby główny bohater wykazał się oryginalnością i naiwnością zarazem, upodabniając awatara do siebie. Sam zainteresowany stwierdza w pewnym momencie (zapoznawszy się z pomysłami innych graczy), że najprawdopodobniej brakuje mu wyobraźni. Ja z kolei myślę, że zależało mu na tym, by to on, Nathan, wiódł szczęśliwe życie. Nie jakiś długowłosy Peter. Nie Edmund. Widzę w tym (nieświadomie wybrany) sposób na podtrzymanie iluzji.
Autorka porusza kwestię anonimowości w Sieci i jej następstw. Morderca stanowi - moim zdaniem - skrajny przykład na to, do czego może doprowadzić (między innymi) poczucie bezkarności. Osoby decydujące się na stworzenie swojego odpowiednika w Island często posiadają szczególne predyspozycje do zostania ofiarą oszustwa (vide: pierwsza scena powieści). Przyczyną w dużej mierze jest alienacja w świecie rzeczywistym, nieumiejętność zrealizowania własnych celów. Większość użytkowników zdaje sobie chyba sprawę z tego złudzenia anonimowości, ale zaledwie garstka świadomie buduje swój wizerunek internetowy. Dobiera słowa tak, aby nie przyprawiły ich później o wirtualne rumieńce. Nie mam tu na myśli chorobliwej perfekcji, rzecz jasna. Na przykład: pewnych szczegółów z życia prywatnego nie ujawnia się (byle komu); jakich - granicę należy ustanowić samemu. Przestrzega się netykiety.
Można również potraktować tę powieść jako kryminał. Molay wprowadza do niej elementy stałe dla wspomnianego gatunku. Para detektywów: doświadczony Daniel Rhys, który na myśl o Sieci odczuwa natychmiastową potrzebę zabrania swojego wnuka na ryby, i Marini, ambitny mężczyzna o wyglądzie młodego gwiazdora. Wyścig z czasem. Była żona wybrana na ostatnią ofiarę. Autorka przedstawia tę historię w oszczędny sposób, nie poświęca znacznej uwagi opisom miejsc czy stanów emocjonalnych poszczególnych bohaterów. Krótkie zdania, urwane znienacka akapity dodają tekstowi dynamiki, niekiedy dezorientują czytelnika. Narracja w czasie teraźniejszym także budzi napięcie.
Czy (i w jakim stopniu) literatura chroni przed samotnością? Moja odpowiedź miałaby nazbyt osobisty wydźwięk, przemilczę ją zatem. Pozwolę sobie jedynie zaprezentować poniżej ostatni wiersz białoruskiego poety Bogdanowicza.
W kraju słonecznym, gdzie ja umieram,
W białym domostwie, u lazuru buchty,
Nie jestem sam, ja książkę mam
Z drukarni pana Marcina Kuchty.[1]
Frédérique Molay, Witajcie w Murderlandzie, s. 198, Muza S.A., Warszawa 2010
[1]Przekład utworu Maksyma Bogdanowicza na język polski (wraz z okolicznościami powstania i linkiem prowadzącym do oryginału) znalazłam tutaj.
Ja jestem skłonna bardziej widzieć w "Witajcie..." kryminał, jakkolwiek podejmujący problem anonimowości w Internecie, a także zahaczający o kwestię samotności we wcale nie tak wielkiej i niezmierzonej (wirtualnej) Sieci.
OdpowiedzUsuńBardzo dobre pytanie (retoryczne): "Czy (i w jakim stopniu) literatura chroni przed samotnością?"
Może kiedyś. Na razie nie jestem przekonana.
OdpowiedzUsuńZ miłą chęcią bym przeczytała coś takiego. Swoją drogą, gdyby mi ktoś zaproponował założenie konta w takiej symulacji, nie wiem, czy bym odmówiła. A książki naprawdę są świetnym towarzystwem, niewiele znam osób, z którymi ciekawiej spędza się czas;).
OdpowiedzUsuńFragment mi się podoba, muszę sprawdzić autora.
Piszę tego komentarza drugi raz, grr.
Hmm...taka niby gra w wirtualność z próbą diagnozy współczesnych chorób duszy...
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od stopnia wnikliwości i od tego, ile oczywistości udało się autorowi przemilczeć. Wnioskuję z tonu, że rekomendujesz.
Diagnoza, że wirtualny świat jest czymś "zamiast", a książki namiastką prawdziwych(?) spotkań byłaby zbyt łatwa. Może samotność a może nienasycenie albo potrzeba różnorodności lub wyboru partnera rozmowy skłania nas do poszukiwań.
Pozdrawiam
ren
Owszem, większość recenzentów widzi w niej głównie historię kryminalną. Jednak zabójca na wstępie wygłasza kwestię, po której można być pewnym, że to on, ten właśnie Iksiński jest odpowiedzialny za morderstwo (szczegóły wysłałam na e-maila). Po czymś takim trudno czytać tę powieść jako kryminał, dlatego skupiłam się na Island. Co nie znaczy, że dla wszystkich rozwiązanie całej sprawy będzie równie oczywiste.
OdpowiedzUsuńEsencjo, odpowiem wyznaniem na wyznanie: gdyby powstał kiedyś program, nazwijmy go, The Nile Valley, stworzony na podobieństwo starożytnego Egiptu, zostałabym zapewne pierwszą uzależnioną od niego użytkowniczką. ;)
Autorka w zasadzie nie ocenia, czytelnik poznaje decyzje podejmowane przez poszczególnych bohaterów i ich następstwa, nie stany emocjonalne czy przemyślenia. Dzięki temu (na ogół) unika wspomnianych oczywistości. Powieść ma też wady, ale te akurat dla każdego będą inne. Sama zastanawiam się nad stałymi elementami kryminałów (doświadczony glina - młody glina, na przykład): stałe czy nadmiernie wyeksploatowane?
Chyba wszystkie diagnozy wyrażone za pomocą zdania pojedynczego są zbyt łatwe.
Na marginesie - czytam właśnie "Dziwne teleskopy" (reportaże z Rosji), proszę, napisz, że jeszcze tego nie znasz, to za parę dni będę polecać właśnie tobie. ;)
Jeszcze tego nie znam;)
OdpowiedzUsuńWydaje się być nowością na rynku - nowością z dużej N, nawet gry komputerowe i te sprawy nie są wycyckanym do zera tematem i napewno przyjemnie się czyta. Rozejrzę się za tą książką.
OdpowiedzUsuńWiersz bardzo trafiony, zdecydowanie popieram zdanie poety!
OdpowiedzUsuńSama mogłabym żyć niemal wyłącznie w towarzystwie książek, ale czasem trzeba do kogoś 'gębę otworzyć', a niestety 'gadanie do rzeczy' ;) to nie to samo. Niemniej, stojąc przed wieloma dylematami często wybieram książkę :)
Wydaje mi się, że autor bardzo oryginalnie ujął swoje myśli. Jednak ,myślę że w najbliższym czasie raczej nie sięgnę po nią ;)
OdpowiedzUsuńJa bym się chyba jednak wahała skoków w historii, może tylko nie wtedy, kiedy byłby dołączony szczegółowy przewodnik po epoce - bo tak to czułabym się zagubiona, nawet pomimo ciekawej rozgrywki, jaką by to za sobą niosło.
OdpowiedzUsuńa propos tej interaktywności i rzeczywistości wirtualnej "hełm grozy" pielewina polecam.
OdpowiedzUsuńNa razie nie jestem zainteresowana, ale kiedyś - kto wie? Wiersz za to bardzo mi się spodobał ;)
OdpowiedzUsuńmoże inaczej: bardzo lubię Tolkiena, lubię Sapkowskiego, smutne baśnie Andersena i okrutne baśnie braci G.; lubię mitologię, ale z przykrością stwierdzam, że nie jarają mnie kosmici tudzież inne dwugłowe istoty z imionami brzmiącymi jak lek na zaparcia podróżujące po alternatywnych wszechświatach. próbowałam kilku randomowych pozycji i nudziły mnie śmiertelnie. typowa fantastyka do mnie nie przemawia, nie przekonuje mnie i męczy. plus jak śpiewał Freddie "And I don't like Star Wars." ;)
OdpowiedzUsuń"Czy (i w jakim stopniu) literatura chroni przed samotnością?"
OdpowiedzUsuńPrzed samotnością? - Nie.
Przed poczuciem samotności? - Tak, czasami... może nawet często - Tak.
"Kiedy fikcja staje się rzeczywistością" Bardzo fajna książka, byłabym zachwycona gdybym kiedyś nie oglądała CSI:NY i nie było podobnej sytuacji :), ale i tak książka rewelacyjna :)
OdpowiedzUsuńNależałoby dodać, Amicusie, że ta ochrona przed poczuciem samotności jest zazwyczaj (w różnym stopniu) chwilowa. Nadchodzi w końcu moment, w którym trzeba odłożyć książkę i wyjść z domu, z biblioteki, choćby na chwilę, choćby do sklepu - poczucie samotności znowu uderza. Ktoś patrzący z zewnątrz mógłby więc uznać taką ochronę za złudną, a konsekwencji nawet za niebyłą.
OdpowiedzUsuń